poniedziałek, 5 stycznia 2015

Zygmunt Miłoszewski, Gniew


Jak na razie sprawy mają się tak, że każdą nową książkę Zygmunta Miłoszewskiego kupuję w ciemno, bez zastanowienia i od razu, jak tylko pojawi się w księgarniach (pomimo iż po lekturze „Domofonu” pozostała mi trauma i nic mnie nie zmusi, żeby skorzystać z windy w bloku z wielkiej płyty). Bardzo podobały mi się wszystkie książki tego pisarza. I tym razem się nie zawiodłam. „Gniew” to bardzo sprawnie napisany kryminał, który czyta się jednym tchem.

Przy pisaniu recenzji kryminałów trzeba wykazać się dużą ostrożnością, by nie zdradzić ich treści. Zwłaszcza, że przyzwyczajony do rozwiązywania kryminalnych zagadek czytelnik jest na wszelkie w tym zakresie wskazówki szczególnie wyczulony. Ale kilka rzeczy można spokojnie napisać.

Jest więc w książce superbohater, Teodor Szacki (znów, na szczęście, nie było go w „Bezcennym”, wrócił, dobrze). Przystojny, elegancki i błyskotliwy prokurator, żarliwy idealista wierzący w sprawiedliwość i nadrzędność prawa, jednocześnie socjopata i cynik. Kobiety po prostu muszą go uwielbiać. Z prokuratorem Teodorem Szackim udajemy się na mroczną Warmię, do Olsztyna. Jest zimny, ponury listopad. Mży. Popełniono zbrodnię. Jest jak u Hitchcocka, zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie nieprzerwanie rośnie. Czytam z satysfakcją, że mam rękach porządny kryminał. Potajemnie i z radością trochę się boję. Choć faktycznie niektóre sceny w książce są tak drastyczne, że zahaczają o horror; śmiało można określić powieść Miłoszewskiego jako horror kryminalny.

A jednak „Gniew” to jeszcze coś więcej. Jak w każdej swojej książce, i tutaj Miłoszewski pod kryminalną treścią przemyca trudne społecznie tematy. W „Uwikłaniu” – temat służb bezpieczeństwa. W „Ziarnie prawdy” – antysemityzmu. W „Bezcennym” – grabieży dokonanych w czasie II wojnie światowej oraz wizerunku USA. W „Gniewie” – przemocy domowej. Czyni to bez szkody dla powieści, nie ucieka się do taniego moralizatorstwa, nie poszukuje ani nie prezentuje łatwych rozwiązań. Pokazuje przemoc domową i wszystko to, do czego ona prowadzi, jako największy horror, rozgrywający się zazwyczaj w tajemnicy, prowadzący do największych zbrodni. Prokurator Szacki zostaje uwikłany w wątek przemocy domowej na kilku płaszczyznach.

Jak superbohater Szacki radzi sobie z tym uwikłaniem? Cóż, Zygmunt Miłoszewski zajmuje się przede wszystkim tym, by na kartach książki swojego superbohatera złamać. By zachwiać nim jako człowiekiem na gruncie zarówno osobistym jak i zawodowym. By pozbawić go wszelkich ideałów, a wyznawane przez niego wartości wystawić na publiczne pośmiewisko. By wyzuć go ze wszelkich złudzeń, upokorzyć. W tym sensie „Gniew” jest niczym manichejska przypowieść o dobru i złu. Czy zatriumfuje dobro, a czytelnik zostanie pozostawiony z miłym kojącym poczuciem, że wszystko jest w porządku…?

Gdybym koniecznie chciała napisać coś zarzucić tej książce, to może brak równego poziomu. Zaczyna się fenomenalnie, niestety bliżej końca odnosiłam wrażenie, że autor bardzo chciał już skończyć jej pisanie, albo na szybko i w pośpiechu dokonał zmian i skróceń, które niekoniecznie wyszły całości na dobre i zdrowie. „Gniew” zaczyna się zatem znacznie lepiej niż kończy, na szczęście nie po tym poznajemy prawdziwego pisarza. Dobra passa Zygmunta Miłoszewskiego trwa.
 
Ogólna ocena: 5/6

1 komentarz: