Jak na razie sprawy mają się tak,
że każdą nową książkę Zygmunta Miłoszewskiego kupuję w ciemno, bez
zastanowienia i od razu, jak tylko pojawi się w księgarniach (pomimo iż po
lekturze „Domofonu” pozostała mi trauma i nic mnie nie zmusi, żeby skorzystać z
windy w bloku z wielkiej płyty). Bardzo podobały mi się wszystkie książki tego
pisarza. I tym razem się nie zawiodłam. „Gniew” to bardzo sprawnie napisany
kryminał, który czyta się jednym tchem.
Przy pisaniu recenzji kryminałów trzeba
wykazać się dużą ostrożnością, by nie zdradzić ich treści. Zwłaszcza, że
przyzwyczajony do rozwiązywania kryminalnych zagadek czytelnik jest na wszelkie
w tym zakresie wskazówki szczególnie wyczulony. Ale kilka rzeczy można
spokojnie napisać.
Jest więc w książce superbohater,
Teodor Szacki (znów, na szczęście, nie było go w „Bezcennym”, wrócił, dobrze).
Przystojny, elegancki i błyskotliwy prokurator, żarliwy idealista wierzący w
sprawiedliwość i nadrzędność prawa, jednocześnie socjopata i cynik. Kobiety po
prostu muszą go uwielbiać. Z prokuratorem Teodorem Szackim udajemy się na
mroczną Warmię, do Olsztyna. Jest zimny, ponury listopad. Mży. Popełniono zbrodnię.
Jest jak u Hitchcocka, zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie nieprzerwanie
rośnie. Czytam z satysfakcją, że mam rękach porządny kryminał. Potajemnie i z
radością trochę się boję. Choć faktycznie niektóre sceny w książce są tak
drastyczne, że zahaczają o horror; śmiało można określić powieść Miłoszewskiego
jako horror kryminalny.
A jednak „Gniew” to jeszcze coś
więcej. Jak w każdej swojej książce, i tutaj Miłoszewski pod kryminalną treścią
przemyca trudne społecznie tematy. W „Uwikłaniu” – temat służb bezpieczeństwa.
W „Ziarnie prawdy” – antysemityzmu. W „Bezcennym” – grabieży dokonanych w czasie
II wojnie światowej oraz wizerunku USA. W „Gniewie” – przemocy domowej. Czyni
to bez szkody dla powieści, nie ucieka się do taniego moralizatorstwa, nie
poszukuje ani nie prezentuje łatwych rozwiązań. Pokazuje przemoc domową i
wszystko to, do czego ona prowadzi, jako największy horror, rozgrywający się
zazwyczaj w tajemnicy, prowadzący do największych zbrodni. Prokurator Szacki
zostaje uwikłany w wątek przemocy domowej na kilku płaszczyznach.
Jak superbohater Szacki radzi
sobie z tym uwikłaniem? Cóż, Zygmunt Miłoszewski zajmuje się przede wszystkim
tym, by na kartach książki swojego superbohatera złamać. By zachwiać nim jako
człowiekiem na gruncie zarówno osobistym jak i zawodowym. By pozbawić go
wszelkich ideałów, a wyznawane przez niego wartości wystawić na publiczne
pośmiewisko. By wyzuć go ze wszelkich złudzeń, upokorzyć. W tym sensie „Gniew”
jest niczym manichejska przypowieść o dobru i złu. Czy zatriumfuje dobro, a
czytelnik zostanie pozostawiony z miłym kojącym poczuciem, że wszystko jest w
porządku…?
Gdybym koniecznie chciała napisać
coś zarzucić tej książce, to może brak równego poziomu. Zaczyna się
fenomenalnie, niestety bliżej końca odnosiłam wrażenie, że autor bardzo chciał
już skończyć jej pisanie, albo na szybko i w pośpiechu dokonał zmian i skróceń,
które niekoniecznie wyszły całości na dobre i zdrowie. „Gniew” zaczyna się
zatem znacznie lepiej niż kończy, na szczęście nie po tym poznajemy prawdziwego
pisarza. Dobra passa Zygmunta Miłoszewskiego trwa.
Ogólna ocena: 5/6
Jeden z moich ulubionych kryminałów...
OdpowiedzUsuń