Z drugiej strony, pisząc, jestem
nieco zasmucona. Dlaczego? Ponieważ gorzko się rozczarowałam nową książką Jo
Nesbo „Krew na śniegu”. Nowy akapit.
Seria o Harrym Hole jego
autorstwa jest obłędna. Uwielbiam Harry’ego. Z przeczytanego jakiś czas temu
wywiadu z Jo Nesbo dowiedziałam się jednak, że pisarz ma go już serdecznie dość
i najchętniej by go uśmiercił. To pewnie z tej niechęci wzięli się „Łowcy głów”,
„Syn”, a teraz „Krew na śniegu”. Do każdej z tych książek podchodziłam z wielką
rezerwą, albowiem nie były o Harrym. „Łowcy głów” niezbyt przypadli mi do
gustu, z kolei „Syna” uważam za rewelacyjną książkę, jedną z najlepszych powieści
sensacyjnych ever written i absolutny must read. Jeżeli natomiast chodzi o „Krew
na śniegu”, spokojnie można sobie tę książkę darować. To nie będzie bardzo
długi post, bo naprawdę lubię Jo Nesbo i uważam „Krew na śniegu” za wypadek
przy pracy/chałturę. Nie chcę więc się nad nim pastwić. Ale trochę muszę.
Narratorem jest płatny zabójca Olav.
Żaden psychopatyczny typ, raczej trochę nieudaczny, wręcz dobrotliwy. Nesbo
próbuje dokonać jego lekkiej apoteozy ale nie wypada to najbardziej wiarygodnie
– Olav bardziej niż „dobry morderca” wydaje się lekko upośledzony umysłowo. Olav
dostaje zlecenie na zabicie żony swojego szefa, w której się niespodziewanie
zakochuje, z czego wynikają najprzeróżniejsze perturbacje (może nie w stylu tych
z książek Katarzyny Grocholi ale raczej z filmów braci Cohen). Historia jest
dość ciekawa, akcja wartka, z domieszką czarnego humoru, i pewnie o ile zrobią
to Amerykanie wyjdzie z „Krwi na śniegu” całkiem niezły film (podobno prace już
trwają….). Myślę, że Jo Nesbo napisał „Krew na śniegu” dla filmu właśnie.
Książka jest w zasadzie jak gotowy scenariusz, nie wiele trzeba obcinać. Może
tylko nadmiar patosu. Bo krwawa opowieść Olava była dla mnie stanowczo zbyt
patetyczna, i to jest mój największy zarzut.
„Krew na śniegu” kupiłam na
podróż Pekaesem do Sandomierza (historia równie długa jak podróż, Pekaesem nie
jechałam jakieś dwadzieścia lat, i od tego czasu nic a nic się zmieniło jeżeli
chodzi o ten środek lokomocji, Dworzec Zachodni itd.), i w połowie tej podróży
już ją przeczytałam (ma sto kilkanaście stron). Cóż, może mimo wszystko ta
książka nie jest aż taka zła, a moje wielkie rozczarowanie zostało spowodowane
przez wielkie oczekiwania i wielkie nadzieje. W każdym razie zdjęcie z książką
jest z Sandomierza (Marta, dzięki!). 23: 52.
Szybka publikacja i ostatni odcinek drugiej serii „Wikingów”!
A tam Ragnar Lothbrok…..Ogólna ocena: 2/6 (Jo Nesbo, nie wierzę, że to robię!)
Właśnie skończyłam lekturę i też jestem trochę rozczarowana.. ;/
OdpowiedzUsuńA dla mnie mistrzostwo świata! Łatwo i przyjrmnie sie czyta, świetny bohater (troche zbyt "ludzki" jak na mordercę)... Książkę zacząłem czytać wieczorem i nie potrafiłem usnąć bez przeczytania zakończenia! 😏
OdpowiedzUsuńPolecam!