piątek, 20 maja 2016

Richard Flanagan, "Klaśnięcie jednej dłoni"


“Klaśnięcia jednej dłoni” Richarda Flanagana nie ma na liście bestsellerów w Empiku, nie przykuwa uwagi ostentacyjnie wyłożona na półki tuż przy wejściu do księgarni. A szkoda, bo łatwo przegapić tę książkę. Nie możecie absolutnie tego zrobić! Daję tej książce sześć punktów, żałując, że nie mogę dać siedmiu. Zasługuje na wszystkie punkty świata. 

Przygotujcie się na bardzo dużą dawkę mocnych wzruszeń. Ja czytałam książkę ze ściśniętym gardłem, wiele razy miałam łzy w oczach. Historia opisana w książce jest bowiem bezbrzeżnie smutna. Zaczyna się w 1954 roku, w zimową noc na Tasmanii, od sceny, kiedy młoda słoweńska imigrantka Maria Buloh opuszcza swoją trzyletnią córeczkę Sonję. Dlaczego młoda kobieta opuszcza swoje dziecko…? Co ją skłania do tak dramatycznego kroku…? Jakie nieszczęście się jej przydarzyło…? I dlaczego, mimo wszystko dlaczego opuszcza swoje małe dziecko…? Czy kiedykolwiek wróci… ? Czy uda się ją odnaleźć…? Te i dziesiątki innych pytań pojawiają się w głowie przy lekturze początkowych stron powieści.  

Głównymi bohaterami książki to pierwsze i drugie pokolenie słoweńskich imigrantów na Tasmanię. Porzuceni: mała Sonja, i jej ojciec, porzucony przez żonę Bojan Bulah. “Klaśnięcie jednej dłoni” nie jest jednak banalną książką o relacji ojciec-córka, i ich „dawaniu sobie rady w życiu” na przekór wszelkim przeciwnościom. O czym zatem jest ta książka? Punktem wyjściowym jest ukazanie, jak odejście Marii Buloh, żony, matki, jak to jedno wydarzenie (klaśnięcie jednej dłoni….) wpływa na całe życie pozostawionych. Jak je rozbija na drobne kawałeczki, które przez cały późniejszy czas próbują poskładać.  

Po odejściu żony Bojan Buloh szuka ukojenia dla swojej rozpaczy w alkoholu, szuka zapomnienia. Bezskutecznie. Bojan Buloh to bohater tragiczny, wewnętrznie rozdarty. Ofiarą jego bólu staje się Sonja i jej dzieciństwo, najgorszy koszmar, jaki może Wam się przyśnić. Przepełnione bólem, cierpieniem fizycznym i tęsknotą, przedwczesna dorosłość. W wieku szesnastu lat Sonja postanawia zawalczyć o siebie, opuszcza ojca i Tasmanię. Nigdy jednak nie może opuścić ich do końca. Dlatego po latach wraca, by odszukać klucz do siebie, ze strzępów wspomnień zbudować na nowo swoją tożsamość. Czy znajdzie w sobie siłę i chęć, by przebaczyć ojcu…? Czy on tego przebaczenia w ogóle chce, i czy go potrzebuje, czy nie zatracił się już całkowicie w autodestrukcji? Czy ojciec i córka przeskoczą przez dzielące ich morze samotności? Czy wreszcie odnajdą właściwe słowa, gesty dla pokazania swojej samotności, żalu, rozpaczy i miłości? 

To książka również tym, jak krzywdzimy tych, których kochamy. Flanagan opisuje skomplikowaną relację ojca i córki, obojga pokiereszowanych przez los, straumatyzowanych. Relację trudną i niszczycielską. Miłość miesza się w niej z przemocą, bohaterowie kochają się, i krzywdzą jednocześnie. Być może mają dobre intencje, ale nie znajdują odpowiednich słów ani gestów. Pogrążają się w samotności i rozpaczy. Czy mimo wszystko w relacji pomiędzy nimi znajdzie się miejsce na normalność, na zwyczajność, na spokój i poczucie bezpieczeństwa….?  

Flanagan funduje nam dużą dawkę bardzo trudnych emocji. Zabiera w podróż do ludzkiej duszy, tropi przeszłość, poszukując w niej wszystkiego, co zdeterminowało późniejsze losy. Wytacza przeciwko czytelnikowi naprawdę ciężką artylerię, poruszając takie tematy jak: miłość, przemoc, ojcostwo, wojna, uchodźcy, alkoholizm, dojrzewanie, poszukiwanie własnej tożsamości…I wiele innych. A to wszystko w jednej niezbyt grubej książce.  

„Klaśnięcie jednej dłoni” to druga książka Richarda Flanagana, którą czytam, (pierwsza to były „Ścieżki północy”, nagrodzone Nagrodą Bookera w 2014 roku). Chronologicznie to książka starsza niż „Ścieżki Północy” - właściwie debiut pisarza z 1997 roku. Wspólnym mianownikiem dla obu powieści jest na pewno ich przepiękny poetycki język. To w zasadzie nie są powieści, a poezja. Absolutnie przepięknie napisane…Bardzo Wam polecam tę książkę. Poważna, intrygująca, mocna lektura. Bardzo wzruszająca. Raczej z wyższej półki. Satysfakcja gwarantowana, wymagane jedynie pewne wyrobienie czytelnicze, któremu Wam jako czytelnikom mojego bloga na pewno nie brakuje.
Nie ma zdjęcia do posta, gdyż książkę pożyczyłam mojej Mamie, która ją przeczytała i również się zachwyciła. Natomiast jeszcze mi jej nie oddała.

Ogólna ocena: 6/6