W drodze do pracy, mój wzrok przykuł
billboard z reklamą książki Alice Feeney „Czasami kłamię”. Przeczytałam i
zamarłam ze zgrozy. Oto co zobaczyłam o godzinie 9 rano na rogu ulic Twardej i
Emilii Plater.
„Nazywam się Amber Reynolds. Powinniście
wiedzieć o mnie trzy rzeczy:
1. Jestem
w śpiączce.
2. Mój
Mąż już mnie nie kocha.
3. Czasami
kłamię.”
W głowie momentalnie pojawiło mi się
tysiąc pomysłów, o czym może być książka, jeden bardziej przerażający od
drugiego. W drodze powrotnej z pracy w pełnym ekscytacji drżeniu kupiłam
książkę w księgarni, i w domu czym prędzej zabrałam się do czytania, ignorując
większość obowiązków domowych oraz rodzicielskich. Byłam przekonana, że po
serii dość nieszczęśliwych wypadków czytelniczych będę mogła wreszcie z czystym
sumieniem polecić Wam coś porządnego do czytania. A wiadomo, że czasami nic nie
działa tak dobrze na znękaną psychikę jak dobry thriller. Trzymający w niepewności
od początku do końca, który czyta się w niemym przerażeniu, i po przeczytaniu
którego z trudem przychodzi zgaszenie światła w pokoju.
Cóż, nie zaczęło się od trzęsienia ziemi,
raczej od lekkiego napięcia. To lekkie napięcie trwało nieprzerwanie aż do
ostatniej strony, z niewielkimi odchyłami w jedną lub w drugą stronę. Fabuła
jest faktycznie dość intrygująca. Amber jest w śpiączce, w którą zapadła po
wypadku samochodowym. Już sama narracja prowadzona przez bohaterkę znajdującą
się w śpiączce budzi w czytelniku niepokój. Pomimo stanu śpiączki Amber
zachowuje bowiem pełną świadomość, przypomina sobie minione dni i tygodnie oraz
próbuje odtworzyć okoliczności wypadku. Zamiast jednak wyjaśniać się, obraz
wydarzeń staje się coraz mniej klarowny. Zwłaszcza że Amber CZASAMI KŁAMIE. Czy
Amber jest tylko niewinną ofiarą wypadku? Jak wygląda jej relacja z mężem? Jaką
rolę odgrywa w całej historii siostra Amber, Claire? Czy jej mąż i siostra mają
romans? Jak doszło do wypadku, w wyniku którego Amber znalazła się w śpiączce?
Historia Amber przedstawiona jest w trzech różnych okresach czasowych – w
teraźniejszości, gdy Amber znajduje się w śpiączce, w okresie bezpośrednio
przed wypadkiem oraz w okresie jej dzieciństwa. Wydarzenia rozgrywające się we
wszystkich tych okresach przeplatają się ze sobą i łączą w całość (ale niezbyt
spójną), pozwalając nam poznać i zrozumieć Amber, jej siostrę Clair, a także
męża Paula. A przynajmniej mieć na to nadzieję, gdyż czytanie „Czasami
kłamię” jest jak podróż przez gabinet
krzywych zwierciadeł – nic nie jest takie, jak się wydaje. Nie wiadomo, co jest
prawdą a co kłamstwem. Alice Feeney prowadzi z czytelnikiem grę, przełamuje
schematy i utarte wyobrażenia, każąc czytelnikowi odejść od stereotypowego
myślenia. Przekracza granice, prowokuje. To akurat bardzo mi się w tej książce
podobało.
Znacie mnie jednak na tyle dobrze by
wiedzieć, że nie popadam łatwo w bezkrytyczny zachwyt. W przypadku „Czasami
kłamię” byłam od tego daleka. W mojej ocenie książka jest stanowczo zbyt
przekombinowana. Aż roi się w niej od różnego rodzaju wątków, sekretów i
tajemnic sięgających daleko w przeszłość bohaterów. Wątki te są przedstawione
powierzchownie, i być może powodują pewien wzrost napięcia związany z
niepewnością co do faktycznego przebiegu wydarzeń tudzież motywacji głównych
bohaterów, ale jednocześnie powodują ogromny zamęt w książce. Zemsta,
przebaczenie, przyjaźń, toksyczne relacje, zazdrość, niepewność, zdrada,
nerwica natręctw, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, dzieci, brak dzieci,
nękanie, prześladowanie - jak wiele można zmieścić w jednej książce? Intryga
zasadnicza trochę się przez to rozmywa. Kreacje bohaterów są
w przewidywalny sposób niejednoznaczne (i, wyobraźcie sobie, w zasadzie żadnego
z nich nie da się lubić). Odnoszę wrażenie, że Alice Feeney chciała napisać coś więcej niż kryminał,
i nieco przedobrzyła. Czasami tak się dzieje, gdy chce się za bardzo.
Podsumowując, największe walory książki
to jej zwiastun, dość zaskakująca fabuła i trzymająca w pewnym napięciu akcja.
Warsztatowo książka jest dość mizerna. Książka ma doskonałą reklamę, z gatunku
tych, jakie miała „Dziewczyna z pociągu” (tyle że nie można jej jeszcze
wszędzie kupić). Być może jest lepsza niż „Dziewczyna…” – dla której jak
pamiętacie nie miałam litości (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/czerwona-kartka-dla-dziewczyny-z.html) – ale niewiele lepsza. Napisana pod scenariusz na
film, w średnim stylu, średnio przerażająca, średnio wciągająca. Nie pomogło jej nawet to, że kończyłam ją czytać w widocznych na zdjęciu pięknych okolicznościach przyrody, będąc w odwiedzinach u przyjaciół w Zawoi.
Wraz z postem tym rozpoczynam akcję
„Książka na Mikołajki”, gdzie będę polecać Wam jaką książkę i komu kupić z tej okazji. A więc „Czasami kłamię” Alice
Feeney można kupić dojeżdżającym długo do szkoły/pracy, lub wyjeżdżającym do
Tajlandii. Na pewno zaś nie kupujcie jej byłym chłopakom lub leżącym w
szpitalu.