wtorek, 28 marca 2017

"Słowik" jako odradzana lektura na wiosnę

Co definiuje dobrego pisarza? Co sprawia, że od jednych książek nie możemy się oderwać, przewracając kolejne strony w napięciu, powodowani sprzecznym pragnieniem, by dowiedzieć się, jak zakończy się historia, i jednocześnie nie chcąc, by kończyła się kiedykolwiek? Dlaczego niektórych bohaterów zapamiętujemy na całe życie, przejmujemy się ich losem, podczas gdy los innych jest nam całkowicie obojętny? Jak ważna jest historia, którą opowiada książka? Jak ważne jest tło historyczne? Czy są tematy ważne i ważniejsze? 

Te i inne rozterki towarzyszyły mi podczas lektury powieści "Słowik" autorstwa Kirstin Hannah. Czytając tę książkę, nie mogłam się pozbyć natrętnego uczucia, że ktoś mnie z czegoś okrada. Z czego? Z możliwości przeżywania i wzruszania się. Miałam też niestety dotkliwe poczucie utraty czasu. W miarę rozwoju akcji nabierałam coraz większego przekonania, że ta książka nie wniesie kompletnie nic do mojego życia, ze jej lektura jest jedynie formą spędzania czasu i dostarczeniem sobie rozrywki intelektualnej na bardzo średnim poziomie. 

Akcja książki rozgrywa się w czasach drugiej wojny światowej, we Francji. Kontekst historyczny nadaje powieści dynamiki i decyduje o losach głównych bohaterów, którzy zostają wciągnięci w wir dramatycznych wydarzeń. Powieść koncentruje się na losach dwóch sióstr, które w czasie wojny przybierają dwie kompletnie odmienne postawy. Jedna chce po prostu (i aż, biorąc pod uwagę wyzwania i dylematy czasów wojny) przetrwać, a druga podejmuje czynną walkę z okupantem. Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia ze znakomitym materiałem wyjściowym na świetną powieść. Jak się jednak okazuje, wszystko można zepsuć, przy wielkiej chęci napisania powieści oraz małym warsztacie pisarskim. Rys psychologiczny postaci jest w książce zerowy, jak gdyby pisarka pozostawiła czytelnikowi zbudowanie obrazu sióstr na podstawie ich czynów i zachowań. Rozumiem, że czyny znaczą więcej niż słowa, ale być może ta uniwersalna prawda nie sprawdza się tak doskonale w przypadku utworu literackiego zbudowanego z konstrukcji słownych jakim jest powieść. Nie oczekuję od każdego pisarza, żeby był Dostojewskim, ale jakieś elementarne zasady przyzwoitości lub warsztatu przy kreacji sylwetek bohaterów powinny jednak obowiązywać. Czytając "Słowika", miałam wrażenie, że czytam komiks. Komiks. Do tego stopnia uboga była forma narracyjna. Drugim skojarzeniem było czytanie rozbudowanego scenariusza do filmu. Podejrzewam, że jeżeli na podstawie "Słowika" powstanie film, będzie sto razy lepszy niż książka.

Książka podobno wygrała jakiś konkurs na powieść historyczna. Uważam, że nazywanie "Słowika" powieścią historyczną jest mocnym nadużyciem. Akcja owszem jest  osadzona w realiach II WŚ, ale postawy bohaterów, ich język oraz perspektywa są już całkowicie współczesne. Tak, jakby wrzucić mieszkańców Manhattanu do okupowanego Paryża. Jeżeli chodzi o warstwę merytoryczną i opis wydarzeń historycznych, są one niestety non existens. Przekaz historyczny koncentruje się głównie na brakach w zakresie dostaw żywności, co biorąc pod uwagę zaopatrzenie supermarketów dziś faktycznie może wydawać się dramatyczne. Oprócz braków w żywności, pisarka koncentruje się również na działaniu francuskiego oporu. To być może niezamierzenie komiczny element tej książki - członkowie tego ruchu posługują się dialogami żywcem wyjętymi z "Allo, allo". Być może ten serial był dla Kristin Hannah inspiracją przy pisaniu powieści. Ech, jednak pisanie negatywnych recenzji książek których akcja toczy się w czasach II WŚ sprawia, że czuje się jak człowiek bez serca... Tyle dramatycznych wydarzeń opisanych w książce, a ja pozostaję nie tylko obojętna, ale gorzej, krytyczna i złośliwa.

Cóż, myślę że powodem mojej rezerwy wobec książki jest właśnie wspomniana maksymalnie infantylna i powierzchowna narracja. Z żadnym z bohaterów nie można się utożsamić (co dla mnie osobiście jest zawsze pewną, choć nie nieprzekraczalną barierą w odbiorze książki). Wielkie dramaty i tragedie są spłycane i trywializowane. Ludzie umierają, giną na polu walki, w obozach koncentracyjnych, i to wszystko dzieje się nagle, ni stąd, ni zowąd, bez wstępu i bez zakończenia, jest jedynie kwitowane kilkoma patetycznymi zdaniami, i życie a w tym przypadku akcja powieści toczy się dalej.

Z powodów opisanych powyżej zmuszona jestem znów pozostawać z moją opinią w kontrze do mainstreamu. Książka zdobyła bardzo dużo nagród oraz znajdowała się tygodniami na liście bestsellerów. Znów również przepełnia mnie zazdrość, gdyż Kristin Hannah kiedyś była prawniczką, a teraz została pisarką, i mieszka z mężem i synem na Hawajach.  Pisze co prawda złe książki, ale na zdjęciu wygląda na szczęśliwą i zrelaksowaną. A tymczasem ja jutro znów muszę iść rano do pracy, gdzie na pewno nie będę pisała powieści, i cieszyć się, gdy mi się uda przeczytać cokolwiek, choćby złą powieść. 


Ogólna ocena: 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz