Tematem książki jest rewolta religijna
zapoczątkowana w połowie XVIII wieku wśród społeczności żydowskiej przez Jakuba
Franka. Jak twierdzi Olga Tokarczuk, historia Jakuba Franka jest tak
zdumiewająca, że trudno uwierzyć, iż naprawdę się zdarzyła. Nie mogę się
doczekać poznania tej historii, tym bardziej, że jest opisywana po raz
pierwszy.
Zaczynam czytanie z pewną obawą.
Mam w ręku przedmiot, którym można zabić - książka ma 900 stron i waży pewnie
1,5 kilograma….Jak długo będę ją czytać? Czy jej czytanie nie wpłynie negatywnie
na mój „52 challenge”…? (Akcja „Przeczytam 52 książki w 2015 roku”). Przeczytam
książkę, czy raczej przez nią przebrnę, lub nie będę mogła przebrnąć…? Numeracja
stron przebiega od końca. Jest strona 900, zaczynam.
Dość obiecująco na początku, ale
może dzięki endorfinom wydzielonym w związku z fizycznym wysiłkiem koniecznym
do utrzymania „Ksiąg Jakubowych” w stabilnej pozycji czytelniczej. Jestem na
Podolu, będącym w połowie XVIII wieku wielokulturowym i wielonarodościowym
tyglem w granicach Rzeczypospolitej. Obok siebie mieszkają chrześcijanie,
prawosławni i ich starsi w wierze bracia. Mieszają się narodowości, mieszają
się języki. Słychać gwar targu, bicie kościelnych dzwonów, w tle brzmią
tajemnicze pieśni chasydów, i krzyki biegających boso brudnych dzieci. Rozpoczyna
się niesamowita opowieść o losach Jakuba Franka. Barwnym życiorysem i
perypetiami głównego bohatera z powodzeniem obdzielić można kilka postaci.
Innym bohaterom książki też nie brakuje kolorytu. Stara Żydowka Jenta połyka magiczne słowo
przez co nigdy nie może umrzeć. Ksiądz Benedykt Chmielowski pracuje nad pierwszą
polską encyklopedią „Nowe Ateny”. I wielu innych, w tym historia.
Chylę czoła przed Olgą Tokarczuk
na myśl o pracy historiograficznej niezbędnej do zapisania tych 900 stron.
Zapisania ich – co również zasługuje na respect - z zastosowaniem nietuzinkowej
stylizacji językowej, tak sugestywnej, że podczas czytania nabieram prawdziwej
ochoty by na własne oczy zobaczyć opisywane miejsca. Może miniona epoka
pozostawiła jakiś ślad a w powietrzu oprócz nostalgii unosi się ledwo
wyczuwalny zapach historii bardzo skutecznie wtłoczony w to opasłe tomisko
przez pisarkę.
„Księgi Jakubowe” to trochę
powieść awanturniczo-łotrzykowska, trochę historyczna, trochę
traktat-religijno-filozoficzny. Niemniej Olga Tokarczuk to nie jest Henryk
Sienkiewicz (z całym szacunkiem dla Olgi Tokarczuk i Henryka Sienkiewicza) a
„Księgi Jakubowe” nie są takim page-turnerem jak Trylogia czy „Quo vadis”. Historia
owszem jest ciekawa i intrygująca, a bohaterowie barwni, ale akcja nie toczy
się aż tak wartko jak lubię, nie czyta się „Ksiąg” z zapartym tchem i z
wypiekami na policzkach. Ale akcja, wypieki, itepe to kwestia preferencji i
gustów. Z mojej perspektywy od książki tej zdecydowanie można się oderwać. I
chyba całe szczęście, bo wyobraźcie sobie książkę tych rozmiarów, od której
oderwać się nie można… wróży zwolnienie z pracy, rozwód lub inne nieszczęście. Olga
Tokarczuk powiedziała, że po zakończeniu pisania zapaliła papierosa, mimo że
nie pali. Mam ochotę zrobić podobnie.
Zamiast tego w bezpośrednim następstwie czytania idę wreszcie do Muzeum Historii Żydów Polskich (miejsce jest spektakularne, bardzo polecam wizytę), gdzie z dużą satysfakcją oglądam fragment wystawy poświęcony frankistom. Czuję się bogatsza o wiedzę. Miłe uczucie.
Zamiast tego w bezpośrednim następstwie czytania idę wreszcie do Muzeum Historii Żydów Polskich (miejsce jest spektakularne, bardzo polecam wizytę), gdzie z dużą satysfakcją oglądam fragment wystawy poświęcony frankistom. Czuję się bogatsza o wiedzę. Miłe uczucie.
Ogólna ocena: 4.5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz