piątek, 13 marca 2015

Dlaczego francuskie dzieci nie pyskują? (12/52)

Jak lojalnie ostrzegam w opisie „O mnie”, czytam wszystko. Zwłaszcza, jeżeli uwodzi mnie obietnicą posłusznego i dobrze ułożonego dziecka. Dziecka nie pyskującego i nie grymaszącego (nie, nie uważam, że pyskowanie jest wyznacznikiem asertywności i elokwencji, a grymaszenie świadomością konsekwencji własnych decyzji). Zatem czytam o nie pyskujących francuskich dzieciach również.

„Dlaczego francuskie dzieci nie pyskują” to moja druga książka Catherine Crawford (pierwszą była „Francuskie dzieci nie grymaszą”). Książkę kupiłam troszkę z ciekawości, czym tak bardzo różni się grymaszenie od pyskowania, że aż zasługuje na kolejną książkę….Jak dla mnie pomimo oczywistej różnicy semantycznej słowa te należy wrzucić do tego samego worka – razem z rozpieszczonym i niewychowanym dzieckiem. Czyli takim jakiego za wszelką cenę nie chcę mieć.
Czy popełniłam już jakieś kardynalne błędy wychowawcze i wszystko dla mnie a właściwie dla mojego dziecka stracone? Zaczynam czytać łapczywie i na ławce w Parku Żeromskiego, zaraz po wyjściu z księgarni na Placu Wilsona, żeby w razie czego działać szybko i próbować odwrócić nieodwracalne. Po chwili oddycham z ulgą.
Zgadzam się z głównymi postulatami autorki, z mniejszym lub większym powodzeniem stosuje większość z nich w życiu codziennym. Część z nich pozostaje w sferze moich niedościgłych marzeń (jak na przykład to, by Jeremi z zachwytem wyrazu na twarzy, w milczeniu towarzyszył nam w czterodaniowych kolacjach, delektując się swoim musem z zielonego groszku i kremem ze szparagów), ale nie poddaję się i walczę. Może uda mi się z Polą…?
Oprócz formułowania postulatów wg mnie zdrowego wychowania, które każdemu dziecku a przede wszystkim rodzicowi i relacji rodziców wyjdzie na zdrowie, najciekawsze w książce jest porównanie dwóch stylów wychowania: amerykańskiego i francuskiego. Francuski styl wychowania to dla mnie wzór do naśladowania. Amerykański styl wychowania to po prostu jakiś koszmar. Nie uwierzycie, dopóki nie przeczytacie. Czy wyobrażacie sobie, że autorka książki przed przemianą i fascynacją francuskim stylem wychowania właśnie nosiła zawsze w torebce wróżkę oraz tiarę? Że gdy jedna z jej córek wygrała konkurs jak oszalała biegła do sklepu kupić prezent tej która przegrała, byle tylko poczucie własnej wartości przegranej nie uznało żadnego uszczerbku? Że w Stanach widok tarzającego się w konwulsjach na podłodze w supermarkecie małego despoty wściekłego z powodu odmowy zakupu Play Station 4 zasadniczo nikogo nie dziwi? I że one wszystkie wrzeszczą, gdy zaproszone na urodziny nie dostaną torebki z prezentem od kinder jubilata? Generalnie, historie o wychowaniu amerykańskich dzieci to prawdziwe horror stories. Te wszystkie przykłady helicopter parenting (nazwa pięknie egzemplifikuje zjawisko rodziców krążących nad swoim dzieckiem niczym helikopter, spełniających każdą jego zachciankę) mrożą krew w żyłach. Jak również opisy dzieci-królów. Co z nich wyrośnie…? Ogarnia mnie strach gdy o tym pomyślę. Historie francuskie krzepią. Nadzieją na dobrze wychowanych, zdrowych emocjonalnie wartościowych obywateli, umiejących cieszyć się życiem i oczywiście dobrą kuchnią. W opozycji do opychających się fast foodem toksycznych i otyłych egoistycznych małych tyranów zza oceanu.
W Polsce książka powinna być pisana ze szczególną uwagą. Obserwując wiele sytuacji z życia codziennego, mam wrażenie że niebezpiecznie zbliżamy się w stronę modelu amerykańskiego, gdzie niepodzielnie i absolutnie rządzi dziecko-król.

Jeżeli chodzi o styl, przez książkę należy raczej przebrnąć. Jest ona pisana charakterystycznym dla Amerykanów stylem potoczno-mówionym.  Raczej rozwlekłym, mało zbornym. Zdania są przydługie a autorkę cechuje dygresyjność o jaką podejrzewałam tylko moją Teściową (sorry, Mamo). Poza tym,  jak na poradnik którym „Dlaczego francuskie dzieci….” aspirują być, książka jest zbyt mało zróżnicowana graficznie (zbyt mało boldów, podkreśleń, tabelek, podsumowań).  Mam wrażenie, że autorka jest z gatunku tych mówiących co drugie zdanie „Oh my God this is so amazing!” co momentami może być irytujące. Poza tym być może jak na mój gust autorka za bardzo zachwyca się Francją i wszystkim, co francuskie? To bardzo amerykańskie. I bardzo mało francuskie…..
 
Na wakacjach które już tuż-tuż będę w hotelu, gdzie są podobno w większości Amerykanie i Francuzi. Będę bardzo bacznie obserwować te wszystkie dzieci.
Ogólna ocena: 3.5/6
Catherine Crawford, "Dlaczego francuskie dzieci nie pyskują", Wydawnictwo Czarna Owca

1 komentarz:

  1. O nie grymaszeniu była książka "W Paryżu dzieci nie grymaszą". Innej zresztą autorki - Pameli Druckerman.

    OdpowiedzUsuń