środa, 22 listopada 2017

Akcja książka na Mikołajki: "Czasami kłamię" Alice Feeney

W drodze do pracy, mój wzrok przykuł billboard z reklamą książki Alice Feeney „Czasami kłamię”. Przeczytałam i zamarłam ze zgrozy. Oto co zobaczyłam o godzinie 9 rano na rogu ulic Twardej i Emilii Plater.

„Nazywam się Amber Reynolds. Powinniście wiedzieć o mnie trzy rzeczy:

1.       Jestem w śpiączce.
2.       Mój Mąż już mnie nie kocha.
3.       Czasami kłamię.”

W głowie momentalnie pojawiło mi się tysiąc pomysłów, o czym może być książka, jeden bardziej przerażający od drugiego. W drodze powrotnej z pracy w pełnym ekscytacji drżeniu kupiłam książkę w księgarni, i w domu czym prędzej zabrałam się do czytania, ignorując większość obowiązków domowych oraz rodzicielskich. Byłam przekonana, że po serii dość nieszczęśliwych wypadków czytelniczych będę mogła wreszcie z czystym sumieniem polecić Wam coś porządnego do czytania. A wiadomo, że czasami nic nie działa tak dobrze na znękaną psychikę jak dobry thriller. Trzymający w niepewności od początku do końca, który czyta się w niemym przerażeniu, i po przeczytaniu którego z trudem przychodzi zgaszenie światła w pokoju.

Cóż, nie zaczęło się od trzęsienia ziemi, raczej od lekkiego napięcia. To lekkie napięcie trwało nieprzerwanie aż do ostatniej strony, z niewielkimi odchyłami w jedną lub w drugą stronę. Fabuła jest faktycznie dość intrygująca. Amber jest w śpiączce, w którą zapadła po wypadku samochodowym. Już sama narracja prowadzona przez bohaterkę znajdującą się w śpiączce budzi w czytelniku niepokój. Pomimo stanu śpiączki Amber zachowuje bowiem pełną świadomość, przypomina sobie minione dni i tygodnie oraz próbuje odtworzyć okoliczności wypadku. Zamiast jednak wyjaśniać się, obraz wydarzeń staje się coraz mniej klarowny. Zwłaszcza że Amber CZASAMI KŁAMIE. Czy Amber jest tylko niewinną ofiarą wypadku? Jak wygląda jej relacja z mężem? Jaką rolę odgrywa w całej historii siostra Amber, Claire? Czy jej mąż i siostra mają romans? Jak doszło do wypadku, w wyniku którego Amber znalazła się w śpiączce? Historia Amber przedstawiona jest w trzech różnych okresach czasowych – w teraźniejszości, gdy Amber znajduje się w śpiączce, w okresie bezpośrednio przed wypadkiem oraz w okresie jej dzieciństwa. Wydarzenia rozgrywające się we wszystkich tych okresach przeplatają się ze sobą i łączą w całość (ale niezbyt spójną), pozwalając nam poznać i zrozumieć Amber, jej siostrę Clair, a także męża Paula. A przynajmniej mieć na to nadzieję, gdyż czytanie „Czasami kłamię”  jest jak podróż przez gabinet krzywych zwierciadeł – nic nie jest takie, jak się wydaje. Nie wiadomo, co jest prawdą a co kłamstwem. Alice Feeney prowadzi z czytelnikiem grę, przełamuje schematy i utarte wyobrażenia, każąc czytelnikowi odejść od stereotypowego myślenia. Przekracza granice, prowokuje. To akurat bardzo mi się w tej książce podobało.

Znacie mnie jednak na tyle dobrze by wiedzieć, że nie popadam łatwo w bezkrytyczny zachwyt. W przypadku „Czasami kłamię” byłam od tego daleka. W mojej ocenie książka jest stanowczo zbyt przekombinowana. Aż roi się w niej od różnego rodzaju wątków, sekretów i tajemnic sięgających daleko w przeszłość bohaterów. Wątki te są przedstawione powierzchownie, i być może powodują pewien wzrost napięcia związany z niepewnością co do faktycznego przebiegu wydarzeń tudzież motywacji głównych bohaterów, ale jednocześnie powodują ogromny zamęt w książce. Zemsta, przebaczenie, przyjaźń, toksyczne relacje, zazdrość, niepewność, zdrada, nerwica natręctw, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, dzieci, brak dzieci, nękanie, prześladowanie - jak wiele można zmieścić w jednej książce? Intryga zasadnicza trochę się przez to rozmywa. Kreacje bohaterów są w przewidywalny sposób niejednoznaczne (i, wyobraźcie sobie, w zasadzie żadnego z nich nie da się lubić). Odnoszę wrażenie, że Alice Feeney chciała napisać coś więcej niż kryminał, i nieco przedobrzyła. Czasami tak się dzieje, gdy chce się za bardzo.

Podsumowując, największe walory książki to jej zwiastun, dość zaskakująca fabuła i trzymająca w pewnym napięciu akcja. Warsztatowo książka jest dość mizerna. Książka ma doskonałą reklamę, z gatunku tych, jakie miała „Dziewczyna z pociągu” (tyle że nie można jej jeszcze wszędzie kupić). Być może jest lepsza niż „Dziewczyna…” – dla której jak pamiętacie nie miałam litości (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/czerwona-kartka-dla-dziewczyny-z.html) – ale niewiele lepsza. Napisana pod scenariusz na film, w średnim stylu, średnio przerażająca, średnio wciągająca. Nie pomogło jej nawet to, że kończyłam ją czytać w widocznych na zdjęciu pięknych okolicznościach przyrody, będąc w odwiedzinach u przyjaciół w Zawoi.

Wraz z postem tym rozpoczynam akcję „Książka na Mikołajki”, gdzie będę polecać Wam jaką książkę i komu kupić  z tej okazji. A więc „Czasami kłamię” Alice Feeney można kupić dojeżdżającym długo do szkoły/pracy, lub wyjeżdżającym do Tajlandii. Na pewno zaś nie kupujcie jej byłym chłopakom lub leżącym w szpitalu.

Ogólna ocena: 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz