Była sobota. W ramach
weekendowych aktywności, Mąż poszedł sprawdzić skrzynkę pocztową, a że zdarza
mu się to, hmmm, raz na jakiś czas, wrócił więc z całym naręczem listów. – Jest
coś dla mnie…? – zapytałam z nadzieją. Choć era Jane Austen bezpowrotnie zdaje
się minęła, i co do zasady nie wyczekuję z utęsknieniem (niczym bohaterki jej
powieści) na żadne listy, naręcze korespondencji zawsze budzi we mnie nieokreślone
nadzieje. Mimo że od dawna piszą do mnie głównie banki. Tym razem było inaczej.
Mąż podał mi niezbyt grubą i niezbyt pokaźną prostokątną przesyłkę od
nieznanego nadawcy. Biała koperta, bez żadnych znaków szczególnych. – Co to
może być? – zastanawiałam się głośno, zaciekawiona, drżącymi palcami rozpakowując
pieczołowicie zapakowaną przesyłkę. Zupełnie nie domyślałam się zawartości. Przecież
niczego ostatnio nie zamawiałam…? Ale może dawno temu…? Albo zapomniałam…? Mąż
patrzył na mnie z dużym sceptycyzmem. – Ty już nawet nie wiesz, co zamawiasz…..
– To chyba nie ja….. – zaczęłam nieśmiało, ale musiałam przerwać, kiedy z
pieczołowicie zapieczętowanej przesyłki wyłoniła się książka. Porażka...I już
było wiadomo, że to ja, że straciłam
kontrolę nad rzeczywistością, że zamawiam książki bez opamiętania i jak
opętana. Mąż patrzył na mnie ze smutną satysfakcją. Sama zaczęłam wątpić we
własną poczytalność. Ale przestałam, gdy tylko zobaczyłam tytuł książki. –
Freakonomia! – wykrzyknęłam. I wykręciłam numer do mojego Szwagra, Pawła.
Paweł słynie z błyskotliwych
anegdot. Podczas opowiadania jednej z nich powołał się na „Freakonomię” jako na
swoje źródło. Ja oczywiście wyraziłam swoje wielkie zainteresowanie. No i za
kilka dni dostałam książkę pocztą. Takiego mam super Szwagra :) Dzięki, Paweł!
Książka jest rewelacyjna. Autorzy
to ekonomiści – detektywi, którzy tropią zależności pomiędzy różnymi z pozoru
nie powiązanymi ze sobą zjawiskami, próbując rozgryźć istotę rzeczy i
wszechrzeczy.
Odkrywają istotę bodźców i
motywacji, zastanawiając się, co łączy nauczycieli z zapaśnikami sumo.
Przekonują, że nic nie dorówna potędze informacji, wskazując, dlaczego
Ku-Klux-Klan przypomina agentów nieruchomości. Dowodzą, że głównym czynnikiem,
który miał wpływ na spadek przestępczości w Stanach Zjednoczonych w latach
dziewięćdziesiątych to dokonana kilkanaście lat wcześniej legalizacja aborcji,
która sprawiła, że „urodzeni” przestępcy po prostu nigdy się nie narodzili (tak,
w książce momentami jest bardzo kontrowersyjnie….). Wbijają nóż w plecy
wszystkich rodziców, twierdząc, że ich wysiłki wychowawcze mają zasadniczo
nikły wpływ na przyszłość ich dziecka (a przynajmniej mniejszy niż sobie
rodzice wyobrażają). I zastanawiają się, jaki wpływ na przyszłość dziecka ma
imię nadane mu przy urodzeniu (must read dla rodziców Myszona i Tradycji). Przy
okazji tych wszystkich dywagacji bezwzględnie rozprawiają się z utartymi
powszechnymi przekonaniami dowodząc, że często nie mają one wiele wspólnego z
rzeczywistością, będąc mieszaniną zmyśleń, własnych korzyści, i wygody. Ich
metoda momentami jest bolesna.
Książce zarzucano, ze nie ma
myśli przewodniej. Być może, ale z pewnością ma ukryte przesłanie: nie przyjmuj
rzeczy, takimi, jakimi są, kwestionuj powszechne sądy, powątpiewaj, bądź
sceptyczny, zastanawiaj się, myśl nieszablonowo. Spróbuj odkryć prawdziwe
pobudki ludzkich zachowań. Dociekaj prawdziwych przyczyn różnych zjawisk.
Bardzo fajna i ciekawa książka,
polecam. Aż roi się w niej od najprzeróżniejszych ciekawostek i teorii.
Uwierzcie mi, po przeczytaniu tej książki będziecie brylować w towarzystwie!
Jak mój Szwagier :)
Ogólna ocena: 5/6
Dziękuję za zaproszenie :) Będę zaglądać!
OdpowiedzUsuń