Po takim tytule nie trzeba już w
zasadzie czytać dalszej części recenzji – tak naprawdę wszystko już wiadomo.
Poniżej zwięzłe wyjaśnienie powodów mojego niemal całkowitego braku
jakiegokolwiek zachwytu nad książką Janusza L. Wiśniewskiego „Grand”.
Tytuł nie przekłamuje, bohaterem
książki jest hotel Grand w Sopocie. Z opisu miejsca przyznałabym pisarzowi 6/6
punktów. Grand jawi się na kartach książki jako miejsce wyjątkowe i magiczne, dyskretny
świadek i jednocześnie ważny uczestnik historii, monumentalny i wyniosły w swej
świetności a jednocześnie pełen subtelnego czaru i uroku. Pięknie i aż nadto
wystarczająco jak na ulotkę reklamową hotelu. Jak na powieść, dla mnie trochę
za mało.
Przy następnej bytności w jakimś
hotelu zatrzymajcie na chwilę wzrok na jego gościach. Spójrzcie na parę
siedzącą w restauracji, samotnego mężczyznę przy barze, biegnącą korytarzem kobietę
ze śladami łez na twarzy. Janusz L.
Wiśniewski tak robi, i odkrywa ich tajemnice. W książce poznajemy historie
kilku bohaterów, które w punkcie kulminacyjnym łączy pobyt w hotelu Grand w
Sopocie. Oto bohaterowie: bezdomny Lichutki, dziennikarka z Warszawy Justyna, niemiecki
pastor Maksymilian, pokojówka Luba, żigolak Andrzej W. i jego kochanka Weronika,
alfons ze Szwecji Szymon oraz ciepiący na chorobę Parkinsona Joachim.
Wyobraźcie sobie, jakie oni mogą mieć historie. Niestworzone. No właśnie….
Książka jest nierówna, pierwsza
część (a w zasadzie pierwsza historia) była dla mnie tak totalnie słaba, że
byłam o krok od porzucenia czytania w ogóle (w sensie czytania tej książki). Pełna
pretensjonalnego intelektualizowania i pompatycznych stwierdzeń, z niewiarygodnymi
psychologicznie bohaterami i wydumaną historią. Na szczęście z upływem stron robi się nieco
lepiej, pisarz się rozkręca, także w sumie książka dostarcza jakiejś tam
rozrywki.
Decyzję co do czytania pozostawiam
oczywiście wolnej woli, ja raczej nie polecam.
Ogólna ocena: 2/6
Janusz L. Wiśniewski, Grand,
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz