O ile dostać literackiego Nobla
jest zapewne niezmiernie trudno, o tyle napisać dobrą powieść po otrzymaniu tej
nagrody to prawdziwe wyzwanie dla pisarza. „Dyskretny bohater” to pierwsza
powieść Mario Vargasa Llosy napisana PO. Oczekiwania wobec pisarza i presja
krytyki co najmniej dwukrotnie większe niż PRZED. Llosa błyskotliwie wybrnął z
problemu pisząc książkę, która nawet nie pretenduje do półki z wielką
literaturą.
Trzy przeplatające się historie.
Pierwsza to historia Felicito Yanaque, dumnego przedsiębiorcy z Piury, na
którego próbują zagiąć parol bezwzględni i nieprzebierający w środkach
szantażyści. Druga to historia don Rigoberta i jego żony Lukrecji, których
błogą małżeńską sielankę przerywają zagadkowe wizje jego syna oraz perypetie
serdecznego przyjaciela Ismaela Carrery (trzecia historia), właściciela
świetnie prosperującej firmy ubezpieczeniowej, ojca dwóch wyrodnych synów,
który w jesieni swojego życia poślubia o 30 lat młodszą pokojówkę.
Z czymś się Wam to kojarzy? Mnie
też, czytając „Dyskretnego bohatera” miałam natrętne i nieodparte wrażenie, że
oglądam telenowelę. W książce noblisty literackiego 2010 niewiarygodne, filmowe
wręcz historie przydarzają się zwykłym ludziom. Do akcji zaprzęgnięte zostają
wielkie uczucia, zazdrość i nienawiść, miłość i namiętność. Są wielkie
pieniądze. Jest zdrada i zbrodnia. I zaprzeczenie ojcostwa. Całość jest
napisana stylem momentami groteskowo pompatycznym, kwestie wygłaszane przez
bohaterów powieści są wręcz teatralne. Największą różnicą w stosunku do
telenoweli jest wartko tocząca się akcja. Brak środków literackich z rodzaju
trwających kilka stron spojrzeń w oczy.
Oczywiście, „Dyskretny bohater”
nie jest dziełem przypadku. MVL posługuje się wyżej opisanym zestawem narzędzi
z absolutną premedytacją. „Czy takie rzeczy nie zdarzają się tylko w
telenowelach?” – myśli Rigoberto, skądinąd już dobrze znany czytelnikom prozy
pisarza. Książka to raczej żart, „oczko” puszczone do czytelnika przez noblistę.
„Dyskretnego bohatera” czyta się bardzo
przyjemnie, trochę jak kryminał, czy powieść sensacyjną, trochę jak romans czy
powieść obyczajową. Nie jest to ten kaliber powieści co „Rozmowa w katedrze”
czy „Święto kozła”, o wejściu do kanonu literatury XXI wieku raczej mowy być
nie może. Książka dostarcza natomiast rozrywki na bardzo przyzwoitym literackim
poziomie. Lekkie i przyjemne - bez wstrząsów psychologicznych i moralniaka po przeczytaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz