piątek, 20 lutego 2015

Proszę nie gaś światła, 8/52


Czasem, gdy nie ma prądu, może być naprawdę klimatycznie. Można zapalić świeczki, porozmawiać, podelektować się ciszą, z pozbawioną wyrzutów sumienia świadomością, że i tak nic więcej za bardzo nie da się zrobić. Kiedy jednak akurat sytuacja wymaga jakiegokolwiek działania, robi się mniej przyjemnie. Gdy awaria prądu się przedłuża, rosną złość i irytacja.

 „Blackout” Marca Elsberga opisuje historię, która na szczęście nie zdarzyła się naprawdę. I miejmy nadzieję, że nigdy się nie zdarzy. Europę dotyka totalna awaria prądu. Nie działa nic. NIC. Capslock stąd, że na co dzień nawet nie zdajemy sobie sprawy, w jak bardzo zelektryzowanym świecie żyjemy. Uświadomienie sobie skali naszego uzależnienia od energii elektrycznej jest momentami wręcz szokującym odkryciem. Dzień bez prądu? Proszę bardzo.

Zamiast budzika w mieszkaniu budzi Cię zimno. Ogrzewanie nie działa. Nie ma światła. Idziesz do łazienki. W połowie prysznica przestaje lecieć woda. Śniadanie. Możesz zapomnieć o porannej kawie i tostach. Bierzesz z lodówki to, co jest najbardziej narażone na zepsucie. W ciszy przygotowujesz się do wyjścia do pracy. TVN 24 nie wyjaśnia, co się stało. Winda nie działa, więc schodzisz po schodach z siódmego piętra. Idziesz do metra, ale metro nie kursuje. Stanęły też tramwaje. Patrząc na ilość osób w autobusach, po krótkim namyśle wybierasz spacer. Po drodze usiłujesz wypłacić pieniądze z bankomatu. Nie da się. Chcesz kupić kawę. Płatność tylko gotówką. Wejście do pracy, nie działają czytniki kart dostępu. Windy. Wspinasz się po schodach na piętnaste piętro, naprawdę cenisz i lubisz swoją pracę. Nie działają komputery. Nie ma jak pracować. Po pogrążonym w ciszy biurze przemieszczają się nieliczne jednostki którym udało się tu dotrzeć. Głównie zamieszkałe w centrum i jego okolicach, bo pociągi podmiejskie też stanęły w miejscu. Telefony milczą. W twoim Iphonie też pozostało już tylko 20% baterii. Próbujesz dowiedzieć się, co się stało, i kiedy wreszcie to się skończy. Nie ma jednak internetu. Na koniec dnia próbujesz zrobić zakupy. W sklepie w zamrażarkach pływają roztopione produkty. Z lodówek zaczyna unosić się lekko nieświeży zapach. Profilaktycznie kupujesz konserwy i niepsującą się żywność. Tylko dlatego, że jesteś bardzo przezorny. Mimo coraz większej uciążliwości przedłużającej się awarii w głębi serca jesteś przekonany, że to już jej ostatnie godziny. Widzisz kilku kieszonkowców, korzystających z ogólnego zamieszania i braku monitoringu. Jest luty, zmrok zapada dość szybko. Wracasz do domu przez pogrążone w ciemności ulice. Obserwujesz pozostawione na środku ulicy samochody, w których zabrakło benzyny. Stacje benzynowe też nie działają. Przed blokiem odgrzebujesz w torbie klucze do wejścia. Przez lata używany kod do drzwi nie działa. Wspinasz się na siódme piętro, zapalasz świeczki, zakładasz trzy grube swetry (ogrzewanie nadal nie działa) i czekasz. Czekasz….

To w skali mikro. „Blackout” opisuje brak prądu w skali makro. Wizje Elsberga są spektakularne w swojej grozie. Książka pokazuje, jak bez prądu cały świat, jaki znamy, ogarnia totalny paraliż, a później chaos i anarchia. Jeżeli myśleliście, że brak prądu to tylko konieczność odszukania paczki zapałek i zapalenia świeczek, przeczytajcie „Blackout” a dowiecie się, że to dużo, dużo więcej.

Prądu brak, ale książka trzyma w napięciu. Nie czytajcie natomiast, jeżeli łatwo popadacie w paranoję.
Ogólna ocena: 3.5/6
Mark Elsberg, "Blackout", wydawnictwo WAB, Warszawa 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz