Czasem, gdy nie ma prądu, może
być naprawdę klimatycznie. Można zapalić świeczki, porozmawiać, podelektować
się ciszą, z pozbawioną wyrzutów sumienia świadomością, że i tak nic więcej za
bardzo nie da się zrobić. Kiedy jednak akurat sytuacja wymaga jakiegokolwiek
działania, robi się mniej przyjemnie. Gdy awaria prądu się przedłuża, rosną
złość i irytacja.
„Blackout” Marca Elsberga opisuje historię,
która na szczęście nie zdarzyła się naprawdę. I miejmy nadzieję, że nigdy się
nie zdarzy. Europę dotyka totalna awaria prądu. Nie działa nic. NIC. Capslock
stąd, że na co dzień nawet nie zdajemy sobie sprawy, w jak bardzo
zelektryzowanym świecie żyjemy. Uświadomienie sobie skali naszego uzależnienia
od energii elektrycznej jest momentami wręcz szokującym odkryciem. Dzień bez
prądu? Proszę bardzo.
Zamiast budzika w mieszkaniu
budzi Cię zimno. Ogrzewanie nie działa. Nie ma światła. Idziesz do łazienki. W
połowie prysznica przestaje lecieć woda. Śniadanie. Możesz zapomnieć o porannej
kawie i tostach. Bierzesz z lodówki to, co jest najbardziej narażone na
zepsucie. W ciszy przygotowujesz się do wyjścia do pracy. TVN 24 nie wyjaśnia,
co się stało. Winda nie działa, więc schodzisz po schodach z siódmego piętra.
Idziesz do metra, ale metro nie kursuje. Stanęły też tramwaje. Patrząc na ilość
osób w autobusach, po krótkim namyśle wybierasz spacer. Po drodze usiłujesz
wypłacić pieniądze z bankomatu. Nie da się. Chcesz kupić kawę. Płatność tylko
gotówką. Wejście do pracy, nie działają czytniki kart dostępu. Windy. Wspinasz
się po schodach na piętnaste piętro, naprawdę cenisz i lubisz swoją pracę. Nie
działają komputery. Nie ma jak pracować. Po pogrążonym w ciszy biurze
przemieszczają się nieliczne jednostki którym udało się tu dotrzeć. Głównie
zamieszkałe w centrum i jego okolicach, bo pociągi podmiejskie też stanęły w
miejscu. Telefony milczą. W twoim Iphonie też pozostało już tylko 20% baterii. Próbujesz dowiedzieć się, co się stało, i kiedy
wreszcie to się skończy. Nie ma jednak internetu. Na koniec dnia próbujesz
zrobić zakupy. W sklepie w zamrażarkach pływają roztopione produkty. Z lodówek
zaczyna unosić się lekko nieświeży zapach. Profilaktycznie kupujesz konserwy i
niepsującą się żywność. Tylko dlatego, że jesteś bardzo przezorny. Mimo coraz
większej uciążliwości przedłużającej się awarii w głębi serca jesteś przekonany,
że to już jej ostatnie godziny. Widzisz kilku kieszonkowców, korzystających z
ogólnego zamieszania i braku monitoringu. Jest luty, zmrok zapada dość szybko.
Wracasz do domu przez pogrążone w ciemności ulice. Obserwujesz pozostawione na
środku ulicy samochody, w których zabrakło benzyny. Stacje benzynowe też nie
działają. Przed blokiem odgrzebujesz w torbie klucze do wejścia. Przez lata
używany kod do drzwi nie działa. Wspinasz się na siódme piętro, zapalasz
świeczki, zakładasz trzy grube swetry (ogrzewanie nadal nie działa) i czekasz.
Czekasz….
To w skali mikro. „Blackout”
opisuje brak prądu w skali makro. Wizje Elsberga są spektakularne w swojej
grozie. Książka pokazuje, jak bez prądu cały świat, jaki znamy, ogarnia totalny
paraliż, a później chaos i anarchia. Jeżeli myśleliście, że brak prądu to tylko
konieczność odszukania paczki zapałek i zapalenia świeczek, przeczytajcie
„Blackout” a dowiecie się, że to dużo, dużo więcej.
Prądu brak, ale książka trzyma w
napięciu. Nie czytajcie natomiast, jeżeli łatwo popadacie w paranoję.
Ogólna ocena: 3.5/6
Mark Elsberg, "Blackout", wydawnictwo WAB, Warszawa 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz