czwartek, 29 grudnia 2016

Podsumowanie 2016 roku



Rok 2016 dobiega końca, nadchodzi czas wszelkich podsumowań. Spróbujmy zatem podsumować mój czytelniczy rok 2016. Przeczytałam łącznie 31 książek. Nie zbliżyłam się nawet do rekordowych 52 z roku 2015 roku, ale też nie ustanawiałam sobie żadnych targetów czytelniczych. W każdym razie, wzniosłam się ponad średnią krajową. Poza tym, biorąc pod uwagę skalę moich innych aktywności życiowych, 31 książek to i tak niezły wynik.

Największe wrażenie z przeczytanych książek zrobiło na mnie „Małe życie” Hanyi Yanagihary. To niesamowita, bardzo wzruszająca powieść o granicach człowieczeństwa. Bardzo mocna rzecz, trudno się otrząsnąć po jej przeczytaniu. Książka trudna do zdefiniowania, wymyka się wszelkim kategoryzacjom. Troszkę pisałam o niej tu:

Równie mocno przeżywałam „Klaśnięcie jednej dłoni”  Richarda Flanagana
oraz „Historię zaginionej dziewczynki” Eleny Ferrante. Z zapartym tchem czytałam „Historię pszczół” Mai Lunde:
 
Lektura tetralogii Eleny Ferrante, w skłąd której wchodzą „Genialna przyjaciółka”, „Historia ucieczki”, „Historia nowego nazwiska” i „Historia zaginionej dziewczynki” była chyba najprzyjemniejszym osobistym wydarzeniem czytelniczym. Urzekła mnie nostalgiczna narracja i przenikliwe obserwacje psychologiczne Eleny Ferrante. Do tego stopnia zżyłam się z bohaterkami wykreowanymi przez Elenę Ferrante, że zupełnie nie mogłam przeżyć katastrofy z „Historia zaginionej dziewczynki”. Prawie popsuło mi to wakacje na Sardynii (prawie, bo to jednak bardzo piękna wyspa…).
 
Najgorszą przeczytana książką ogłaszam „Dziewczynę z pociągu” Pauli Hawkins (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/czerwona-kartka-dla-dziewczyny-z.html). Nie dajcie sobie wmówić, że to jest dobra powieść. Już lepiej idźcie do kina. W kategorii „Najgorsza książka 2016” wyprzedza ją na gruncie polskim Marta Masada i jej groteskowe „Święto trąbek” (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/swieto-trabek-marty-masady-niestety-bez.html).
 
O kilku przeczytanych książkach z różnych powodów nie napisałam dotychczas nic:
 
Toni Morrison, „Skóra” - minimum treści, maksimum dramaturgii. Książeczka potwierdzająca tezę, że jednak warto czytać noblistów (Toni Morrison dostała Nagrodę Nobla w roku 1993). To książka o traumach z przeszłości, rasizmie, rozpaczliwym pragnieniu miłości i poszukiwaniu szczęścia. Bardzo ciekawe spojrzenie na problem głębokich ran z dzieciństwa i wpływu relacji rodzinnych na człowieka.
 
Elena Ferrante: „Historia ucieczki”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia zaginionej dziewczynki”. Nie pisałam o tych książkach, gdyż jak dobrze wiecie w swoich recenzjach nie spojluje. Bardziej niż przedstawiać streszczenie fabuły, skupiam się na oddaniu klimatu książki i moich ogólnych wrażeniach po lekturze. Myślę, że moja recenzja „Genialnej przyjaciółki” (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/genialna-genialna-przyjacioka.html) doskonale tłumaczy, dlaczego podobają mi się książki Eleny Ferrante.
 
Allan Carr, „Jak skutecznie rzucić palenie” - well….mnie i mojemu Mężowi się udało. Zdradzę Wam metodę Allana Carra: z nie palącego palacza musicie się przeistoczyć w niepalacza. Zamiast się wiecznie powstrzymywać, musicie przestać chcieć. Nic prostszego w sumie.
 
Mario Vargas Llosa, „Raj tuż za rogiem” – pisarz opisuje losy Paula Gaugaina oraz jego babki, Flory Tristan, anarchistki oraz rewolucjonistki. Być może jednak nie jest to najlepsza książka Mario Vargas Llosy, ale na pewno bardzo ciekawa.
 
Jojo Moyes „Zanim się pojawiłeś” – najpierw obejrzałam film, potem przeczytałam książkę, być może dlatego czytając książkę miałam wrażenie, że oglądam film po raz drugi. Ale to nic nie szkodzi, i tak mi się podobało. Czytałam na wakacjach.
 
Tove Alsterdal, „Kobiety na plaży” – doskonały, trzymający w napięciu kryminał, dodatkowo dotykający trudnych tematów współczesnego świata: imigracji i handlu ludźmi. Ze względu na tą tematykę, to nie jest łatwa lektura – choć czyta się bardzo szybko. Polecam.
 
Ferdynand Antoni Ossendowski „Przez kraj zwierząt, ludzi i bogów” – piękny prezent dla mnie i mojego Męża od naszych niezwykle miłych Gości. Książka należy do gatunku przygodowo – awanturniczych, traktuje o niesamowitych przygodach autora - podróżnika, szpiega, awanturnika, wojownika, uczonego, dyplomaty, poligloty, dziennikarza i wielkiego erudyty, drugiego po Henryku Sienkiewiczu najbardziej znanego polskiego pisarza na świecie (142 przekładów jego książek na języki obce…) „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” to zapis przeżyć, jakie były jego udziałem, gdy w czasie wojny domowej uciekał przed bolszewikami przez Syberię, Mongolię i Chiny. Warto przeczytać.
 
Rok 2016 nie był rokiem mojej wzmożonej aktywności blogerskiej, obiecuję poprawę w tym zakresie.
 
Cieszy mnie natomiast to, że „Julita czyta” pozostaje jednym z nielicznych kompletnie niezależnych blogów o książkach. Nie dostaję książek w prezencie od wydawnictw -  sama je sobie kupuję, pożyczam lub wypożyczam. Dzięki temu 1) nie muszę umieszczać w moich postach żenujących fragmentów w rodzaju: „za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu ABC”, oraz 2) pozostaję wolna w swoich wyborach oraz w swoich sądach i opiniach literackich. Taki stan rzeczy bardzo mi odpowiada. Współpracowałam jakiś czas temu z wydawnictwem książek dla dzieci – dostałam od nich kilka książek do zrecenzowania. Zakończyło ze mną współpracę po tym, jak opublikowałam recenzję odnośnie wydanej przez nie książki (przy czym uważam tę reakcję za zdecydowanie nadmierną, moja recenzja nie była krytyczna, po prostu nie była bardzo pochlebna….) W każdym razie, jeżeli nawet wydawnictwo książek dla dzieci nie chce ze mną współpracować, jestem chyba skazana na niezależność!
 
Mój blog spotyka się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Wielu ludzi mówi mi, że zagląda tu by się zainspirować, co przeczytać, wielu rezygnuje z czytania po moim ostrzeżeniu. Taki właśnie cel mi przyświecał.
 
Z najlepszymi noworocznymi życzeniami realizacji wszystkich postanowień,
 
Julita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz