“Królestwo” Emmanuel Carrère’a miało niewątpliwie bardzo
dobrą prasę. Tak dobrą, że kupując książkę, czułam przyjemne podekscytowanie na
myśl o przyjemnej lekturze, która mnie czeka.
Zgodnie z zapowiedziami, książka miała opowiadać o
początkach chrześcijaństwa, i jednocześnie próbować wyjaśnić fenomen jego
ewolucji z niszowej żydowskiej sekty, która z założenia nie miała zbyt wielkich
szans na przetrwanie i w normalnych warunkach powinna zostać zapomniana, wraz z
odejściem pierwszej czy drugiej generacji swoich wyznawców, do najpotężniejszej
religii świata, wyznawanej przez jedną czwartą mieszkańców globu. O tym, jak ta
niszowa sekta w przeciągu trzech-czterech stuleci rozsadziła od środka imperium
rzymskie, a po upływie dwudziestu wieków od powstania wciąż determinuje życie ludzi
na całym świecie. Brzmi superinteresująco, prawda?
Mój zapał ostudził – jak dla mnie przydługi – wstęp do
książki, mający wyjaśnić powody, które skłoniły pisarza do zajęcia się tym
jakże frapującym tematem. Wstęp miał ponad sto stron. Po jego przeczytaniu
jasne było dla mnie jedynie, to, że Emmanuel Carrère jest strasznym narcyzem.
Któż z nas jednak nie jest, pomyślałam, i kontynuowałam lekturę bogatsza o
wiedzę na temat przemian religijnych pisarza (Emmanuel Carrère na skutek kryzysu
życiowego został gorliwym, niemal fanatycznym katolikiem. Wziął katolicki ślub,
ochrzcił dzieci, zajmował się lekturą oraz szczegółową analizą Ewangelii według
świętego Jana. Nic tak strasznie dziwnego w katolickiego Polsce, coś zgoła
szokującego w laickiej Francji).
„Królestwo” Emmanuela Carrère’a najbardziej przypomina
laicki przewodnik po Nowym Testamencie. Głównymi bohaterami tego przewodnika są
autorzy ksiąg Ewangelii Nowego Testamentu w osobach Pawła i Łukasza, tworzący
razem bardzo specyficzny duet. Paweł to bohater dynamiczny, taki trochę Jacek
Soplica, który po objawieniu się mu Chrystusa w drodze do Damaszku przechodzi
religijne nawrócenie. Postać wybitna, obdarzona wielką charyzmą, choć nieco
antypatyczna. Przypadek łączy jego losy z Łukaszem, spokojnym, kulturalnym, z
wykształcenia lekarzem – w porównaniu jednak z Pawłem, postacią bardzo
zwyczajną. Carrère pomaga spojrzeć na
napisane przez nich księgi jako wielką epicką opowieść, dostrzec w
odczytywanych z ambony słowach fascynujące historie z początków chrześcijaństwa.
Tak jak pisze Łukasz w swojej Ewangelii:
"Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które dokonały
się pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi
świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od
pierwszych chwil i opisać ci po kolei".
Trzeba przyznać, że Carrère pisze o Nowym Testamencie bardzo ciekawie,
czyni liczne intertekstualne odniesienia, ma ciekawe refleksje i skojarzenia.
Odrobinę rozczarowała mnie jednak treść książki.
Spodziewałam się, że część historyczna będzie bardziej pogłębiona. Owszem,
pisarz przedstawia doświadczenia pierwszych chrześcijan na tle dziejów imperium
rzymskiego i obyczajów w nim panujących. Pisze o początkowym postrzeganiu
chrześcijaństwa jako tożsamego z judaizmem, o tym, jak atrakcyjną duchową
ofertę stanowiło chrześcijaństwo w odartym z duchowości a skupionym niemal
wyłącznie na obrzędowości świecie imperium. Wszystko to bardzo ciekawe, lecz w
książce zaledwie wspomniane, delikatnie zarysowane. Stąd rozczarowanie.
Moja rezerwa wobec "Królestwa" ma podłoże
nieobiektywne, inaczej sobie tę książkę wyobrażałam. Jeżeli chodzi o
rekomendację, myślę, ze „Królestwo” warto przeczytać, ale może bez wygórowanych
oczekiwań, jakie ja miałam.
Ogólna ocena: 3.5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz