środa, 28 grudnia 2016

Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły


Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły...Brzmi kusząco, prawda? Chyba że tylko ja mam wrażenie, że kiedy mówię do moich dzieci, one włączają na mnie funkcję "mute", zmuszając mnie do powtarzania tysiąc razy tego samego. Znacie to? Zaczynacie mówić spokojnie, wiadomo, jednak w miarę przedłużającego się braku reakcji ze strony dziecka na polecenie przechodzicie we wściekłość i wrzask. I to straszne poczucie porażki że znów puściły wam nerwy. Że Wasze dzieci kompletnie Was ignorują, nie mają dla was za grosz szacunku, co przełoży się niechybnie na za grosz szacunku dla nauczycieli, szkoły oraz wszelkich innych instytucji łącznie z instytucją państwa, w związku z czym skończą jako bezrobotni, przestępcy lub co najmniej anarchiści. I na nic Wasz trud oraz wszystkie lekcje angielskiego.

Podobno książka „Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły” autorstwa Adele Faber, Elaine Mazlish pomogła już milionom rodzin na całym świecie. Kupiłam ją skuszona wizjami moich dzieci w robotycznym półśnie wykonujących bez szemrania wszystkie polecenia. Ach, tak, marzę o władzy absolutnej. Niestety mam bardzo buntowniczą załogę na pokładzie. Ponieważ metody przymusu bezpośredniego nie wchodzą w grę, muszę być niczym Macchiavelli. Dlatego właśnie czytam takie książki jak będąca przedmiotem niniejszego posta.  Książka daje Wam konkretny know-how. Uczy skutecznych metod komunikacji z dzieckiem. Wskazuje na komunikaty i zachowania, które działają na dzieci, oraz na te, które dzieci kompletnie ignorują. Jest łatwo przyswajalna, operuje przykładem bardzo prostym do powtórzenia w tak zwanym codziennym życiu.  

Opiszę przykład metod komunikacji opisanych oraz zobrazowanych w książce. Sytuacja: nie zgaszone światło (ok, dla mnie taka sytuacja to jest tzw lajcik i wymaganie od moich maluchów żeby gasiły światło jest lata świetlne przede mną). Zwłaszcza że sama go nie gaszę. Ale taki przykład jest w książce, a więc wrócmy do naszej sytuacji nie zgaszonego światła. Krok pierwszy to opisanie tego, co się widzi lub przedstawienie problemu - zatem zamiast mówić "ile razy mam Ci powtarzać, zebyć gasił światło w łazience?!", mówimy "Zostawiłeś światło w łazience". Nastepny krok to udzielenie informacji: "Po wyjściu z łazienki gasi się światło" (zamiast np. "nie będziesz oglądał telewizji jak zaraz nie zgasisz tego światła!"). Krok trzeci: powiedz to JEDNYM SŁOWEM: "Zgaś światło" (zamiast: "zgaś natychmiast to światło ile razy muszę Ci to powtarzać czy w ogóle nie słuchasz co do Ciebie mówię?!"). Krok czwarty: porozmawiaj o swoich uczuciach: "Nie lubię, kiedy jest zapalone światło" (ale nie: "czy ty chcesz mnie wykończyć, już nie wytrzymam tego ciągłego powtarzania!!!!")  Krok piąty: napisz liścik, karteczkę, itp. W związku z tym, że Jeremi jeszcze nie umie czytać, w moim przypadku krokiem ostatecznym jest pytanie o zamiar: czy mam Ci napisać list? Oczywiście jest to krok piąty dopiero po przeczytaniu książki, wcześniej zatrzymywaliśmy się na gdzieś w okolicach czwartego kroku, a przynajmniej tak można uznać..... Na razie jeszcze nie dostałam odpowiedzi twierdzącej na to pytanie - sama zapowiedź otrzymania listu instrukcyjnego na szczęście powoduje u mojego malca wybuch śmiechu, luzuje napięcie i sprawia że wykonuje polecenie ;)     

Przetestowałam te magiczne formułki z książki. Jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, że one naprawdę działają.... Jest tylko jeden warunek sukcesu: trzeba je konsekwentnie stosować. Mnie wystarczyło gorliwości na tydzień, ale możecie się uczyć na moich błędach. Przypominam sobie o książce dopiero w momentach kryzysowych. Zazwyczaj muszę też dojść do kroku piątego żeby uzyskać zamierzony efekt. Ale nie ma krzyku. I w sumie to jest coraz lepiej. Skupiłam się na posłuszeństwie, które (a w zasadzie brak którego) jest moją obsesją, jednakowoż książka zawiera i inne pożyteczne fragmenty, o komunikacji z dziećmi in general. To znaczy, jak mówić do nich, żeby zwiększać ich pewność i wiarę w siebie, wiarę we własne możliwości i kreatywność (lektura tego fragmentu była dla mnie dużą przyjemnością bo okazało się że tak robię sama z siebie, bez żadnych suplementów literackich), jak uwolnić dzieci od grania ról, jak zachęcać do samodzielności, jak pomóc dzieciom radzić sobie z własnymi uczuciami. Równie ciekawe są fragmenty o tym, jak rozmawiać z dziećmi, by cieszyć się ich zaufaniem, żeby opowiadały o swoich problemach i lękach. Wielką zaletą książki jest formuła komiksowo-obrazkowa, jaką się posługuje. Zalecany sposób komunikacji z dziećmi jest zobrazowany sugestywnymi rysunkami. To pozwala łatwiej z jednej strony przyswoić a z drugiej strony powtórzyć zdobytą wiedzę.   Szczerze Wam polecam tę książkę. Nawet sceptycy nie wierzący w poradniki będą zaskoczeni efektami. Książka jest dla rodziców dzieci w każdym wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz