poniedziałek, 5 października 2015

"Światło, którego nie widać", Anthony Doerr, wreszcie kolejne 6/6!


„Światło, którego nie widać” Anthony’ego Doerra dostałam (od najlepszego z Mężów, notorycznie kupującego mi książki). I doskonale, że dostałam tę książkę, bo nie jestem pewna, czy sama bym ją kupiła. Z jednej strony staram się czytać nagrodzone książki, a „Światło, którego nie widać” zdobyło nagrodę Pulitzera 2015. Z drugiej strony, z tyłu książki jest opis z okładki...Dostałam, więc musiałam przeczytać. I doskonale, bo nieprzeczytanie tej książki byłoby straszną czytelniczą stratą.
Zaczęłam czytać z lekkim sceptycyzmem, dowiedziawszy się, że primo akcja książki rozgrywa się w czasach II wojny światowej, a secundo jej bohaterowie to niewidoma francuska dziewczynka Marie – Laure (tylko raz nazwana w druku Marie – Claire za co należą się brawa tłumaczowi Tomaszowi Wyżyńskiemu) oraz uzdolniony sierota z Niemiec, Werner Pfenning. Obawiałam się kolejnej tendencyjnej książki o czasach II wojny światowej, próbującej wyłudzić wzruszenie czytelnika za pomocą sprawdzonego zestawu narzędzi – kaleka i sierota wydawali się idealnie do tego nadawać. Oczywiście nie chodzi mi o to, że te wzruszenia są złe. Kocham wzruszenia i dość łatwo się wzruszam. Chodzi o pewną dozę taktu ze strony pisarza, szacunku do czytelnika, by nie podawać mu po raz tysięczny tego samego dania przyprawionego dokładnie w ten sam sposób.
Książka jest reklamowana jako książka o miłości, ale poszukiwacze wątków stricte romansowych mogą się czuć zawiedzeni i niech sobie lepiej kupią Greya. „Światło, którego nie widać” to traktat o przemijaniu, o utraconych szansach, o nieuchronności losu. O trwaniu, o szczęśliwych zbiegach okoliczności, o wielkiej sile tkwiącej w człowieku. Cała historia jest bardzo oryginalna, misternie skonstruowana przy tym, lekka i świeża, bardzo wciągająca. Pięknie napisana, mądra. Możliwych przymiotników o nacechowaniu negatywnym których można by użyć w stosunku do książki brak.
Męczyła mnie choroba, w zasadzie nie mogłam robić nic innego tylko czytać (cóż za wspaniała okoliczność….) Mój początkowy sceptycyzm zniknął zupełnie po pierwszych kilku stronach. Przeczytałam więc tę książkę w dwa dni, czytałam w zachwycie, nie mogąc przestać czytać. Gdyby nie czynniki poboczne w postaci jednego energicznego czterolatka oraz jednej ciekawskiej raczkującej rocznej dziewczynki, nie odłożyłabym książki w ogóle zanimbym jej nie przeczytała do końca. Tak mi się podobała.
Komisja, która wybierała zwycięzców, tłumacząc swój wybór, nazwała „Światło, którego nie widać”: pomysłową i skomplikowaną powieścią inspirowaną okropnościami II wojny światowej i napisaną w krótkich, eleganckich rozdziałach, które odkrywają ludzką naturę i kontrowersyjną moc technologii. Zgadzam się  z kapitułą nagrody Pulitzera, dodaje co napisałam powyżej i oceniam książkę na 6/6. Moja trzydziesta dziewiąta książka w 2014 roku i pierwsza szóstka.
Anthony Doerr, „Światło którego nie widać”, Wydawnictwo Czarna Owca.
 
 

3 komentarze:

  1. Chętnie przeczytam ! Piękne zdjęcia :)
    Zapraszam do mnie, zostaw ślad po sobie.
    Dopiero zaczyam, więc Twoja opinia jest dla mnie bardzo wartościowa :)
    http://modnaksiazka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na tę książkę i wprost nie mogę się doczekać. A Twoja recenzja jeszcze bardziej podsyciła moją chętkę na tę książkę! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że od premiery chodzi za mną ta książka. Jednak opis nie do końca mnie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń