Mam bardzo mieszane uczucia po
przeczytaniu „Nie takiej dziewczyny” Leny Dunham. Z jednej strony, przeczytałam
tę książkę w niecałe dwa dni, a więc w zasadzie biorąc pod uwagę moją sytuację
życiową pochłonęłam ją. Z drugiej strony, nie jestem pewna, czy mi się podobała,
i nie jestem też do końca pewna, dlaczego.
„Nie taka dziewczyna” to zbiór
bardzo osobistych esejów Leny o tym, jak głosi podtytuł, „czego nauczyło ją
życie”. Ten podtytuł budzi mój lekki sceptycyzm, autorka ma dwadzieścia osiem
lat…Obawiam się sentymentalnych i ogranych historii o potyczkach z losem
singielki z wielkiego miasta, co było grane już po wielokroć.
Lena Dunham nazywana jest głosem
pokolenia dwudziestokilkulatek. Ten głos z początku brzmi bardzo obiecująco, a
mnie od razu przychodzi na myśl Sylwia Plath. "Mam 20 lat i nienawidzę
siebie - nienawidzę swoich włosów, swojej twarzy, krągłości brzucha, tonu głosu
i swoich wierszy. (….) Maskuję tę nienawiść warstewką agresywnej
samoakceptacji.” W opisywaniu swoich doświadczeń związanych ze związkami,
seksem, dietą, szkołą, rodzicami Lena jest brutalnie szczera, nie oszczędza
czytelnikowi żadnych nawet najbardziej zawstydzających szczegółów ze swojego
życia. Momentami zastanawiam się, czy to jeszcze szczerość, czy już
ekshibicjonizm. Nie, nie jest taką dziewczyną jak myślałam, nie opisuje żadnych
sentymentalnych historii.
Nie taką, ale jaką? Nie taką, jak
sobie wyobrażamy. Wymykającą się wszelkim definicjom, nie dającą się łatwo zaszufladkować.
Zawsze inną. Taką, która zawsze jest sobą. „Nie taka dziewczyna” ma być
poradnikiem dla dziewcząt. Ambicją Leny jest by jej czytelniczki uniknęły
błędów, które popełniła ona. To dość idealistyczne założenie, chyba każdy musi
popełnić swoje błędy. Clue w książce Leny Dunham moim zdaniem leży gdzie indziej
– by akceptować siebie, bez względu na swoje wady i niedoskonałości, powstawać
po upadkach i iść do przodu. W przypadku Leny ta filozofia zdecydowanie zdaje egzamin. W USA jest jedną z najbardziej cenionych artystek. Jest reżyserką, scenarzystką i aktorką bardzo popularnego serialu HBO „Dziewczyny”, mającą już na swym koncie osiem nominacji do nagród Emmy i dwa Złote Globy. Lena Dunham nie jest przy tym żadną szarą myszką. Jest sławna, pewna siebie, głośna, mówi otwarcie o seksie, prawach do decydowania o własnym ciele i za nic nie przeprasza. Choć jej wygląd zewnętrznych odbiega od obecnie obowiązujących w świecie celebrities standardów, ona zdaje się nic sobie z tego nie robić, wręcz afiszuje się ze swoim ciałem. Jest z Nowego Jorku, neurotyzmem dorównuje bohaterkom filmów Woody Allena, podobnie jak one jest niestabilna emocjonalnie. Jednocześnie te "wady" przekuwa w sukces, historie z jej życia stanowią dla niej główne źródło inspiracji twórczej.
Zarzuca się jej, że jej problemy nie mają wiele wspólnego z problemami tzw. normalnych kobiet. Częściowo się z tym zgadzam, ale nie uważam tego za żaden zarzut. Lena Dunham to po prostu nie jest prorokini szarych myszek. I jej książka nie jest do końca uniwersalna. Być może również z powodu różnic kulturowych. Dorastanie w opisywanych przez autorkę warunkach nowojorskich z perspektywy wielu dziewcząt może przypominać dorastanie na innej planecie. Dla wielu rzeczywistość opisywana przez Lenę może wydać się obca, stąd jej narracja niezrozumiała. Wydaje mi się jednak, że jej najważniejsze przesłanie zachowuje ważność w każdej szerokości geograficznej.
Niektóre eseje w książce są bardziej
interesujące, inne mniej, jedne lepiej napisane, inne gorzej – książka jest
nierówna. Ale niewątpliwie jest to ważna książka, warta przeczytania. Tak jak
wspominałam na początku, mnie do końca nie urzekła. Z chęcią jednak obejrzę
serial „Dziewczyny”, który podobno jest fantastyczny, a ja nie oglądałam
jeszcze nawet pół odcinka.
Ogólna ocena: 3/6
Lena Dunham, „Nie taka
dziewczyna”, Wydawnictwo Czarne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz