wtorek, 2 lutego 2016

Julita czyta vs. królowa polskiego kryminału. Pierwsze starcie.

Katarzyna Bonda to nowe zjawisko na polskiej scenie literackiej. Zygmunt Miłoszewski obwieścił, że została królową polskiego kryminału. Takie namaszczenie ze strony było nie było króla polskiego kryminału naprawdę robi wrażenie. Zabrałam się więc za czytanie z wielkim entuzjazmem.

Na początku byłam zachwycona, pomimo iż Katarzyna Bonda nazwała swoją bohaterkę „Saszą”, a mnie nieco drażni maniera nadawania bohaterom bardzo oryginalnych imion i nazwisk. Sasza nie jest po prostu zwykłą policjantką, ale profilerką. Jej specjalizacją jest tworzenie portretów psychologicznych sprawców przestępstw. Młoda, zdolna, dociekliwa, z burzliwą historią życiową, walcząca z własnymi słabościami Sasza wydawała mi się perfekcyjną kandydatką na zostanie polskim odpowiednikiem Harry’ego Hole. A może nawet kimś więcej...? Brzmi bardzo interesująco, prawda?
Sama książka również zaczęła się bardzo ciekawie. Sasza Załuska wraca do kraju po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield. Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego, prosi ją o pomoc – „Buli” podejrzewa, że jego wspólnik, były piosenkarz, autor super hitu „Dziewczyna z północy” chce go zabić. Zadaniem Saszy jest dostarczenie na to dowodów. Sasza niezbyt chętnie przyjmuje zlecenie. Kiedy w klubie dochodzi do morderstwa,  podejmuje wyzwanie i angażuje się w rozwikłanie zagadki. Po czasie okazuje się, że morderstwo w klubie ma związek z tajemniczą śmiercią nastoletniego rodzeństwa sprzed lat, a kluczem do rozwiązania zagadki może być piosenka „Dziewczyna z północy”. Jednym z ważnych śladów pozostawionych przez mordercę jest zapach.

Do pewnego momentu książka bardzo mi się podobała. Kryzys nastąpił około 450 strony. Na tej wysokości książka wyraźnie straciła tempo. Wolniejsze przewracanie kartek pozwoliło mi dostrzec kilka jej bardzo wyraźnych mankamentów. Po pierwsze, książka jest zdecydowanie zbyt długa; opisywana historia spokojnie mogłaby zająć co najmniej 1/3 mniej. Po drugie, historia zagadki kryminalnej jest nieco przekombinowana, przez co staje się mało wiarygodna. Po trzecie, w książce pojawia się zbyt wiele postaci (zwłaszcza zbyt wielu policjantów); większość z nich tak naprawdę niewiele wnosi a wprowadza niepotrzebny zamęt i rozbija akcję. Po czwarte, Bonda opisuje zbyt wiele wątków pobocznych, z których ostatecznie nic nie wynika – przykład: żona „Bulego” Tamara i historia jej życia. Po piąte, Bonda zbyt mało rozwija wątek dociekań prowadzonych przez Saszę, nie wykorzystuje do końca jej potencjału jako superbohaterki – profilerki. Spodziewałam się dowiedzieć czegoś więcej o specyfice pracy profilera, liczyłam na głębszy insight w tym kierunku. Po szóste, książkę niestety cechuje brak poczucia humoru – Katarzyna Bonda to nie jest Joanna Chmielewska.

W związku z powyższym, po przeczytaniu „Pochłaniacza” mam mieszane uczucia. Czytając tę książkę miałam wrażenie, że mam w rękach nieoszlifowany diament. Z super pomysłem na historię, z bardzo ciekawą główną bohaterką, oraz z wieloma niedociągnięciami natury warsztatowej. Ogólnie uważam jednak, że Katarzyna Bonda ma bardzo duży potencjał jako pisarka – autorka kryminałów. Z pewnością będę sięgać po jej kolejne książki. Zgodnie z informacjami na stronie internetowej pisarki. „Pochłaniacz" jest pierwszą częścią cyklu Cztery żywioły Saszy Załuskiej składającego się z czterech tomów. Każdemu ma patronować inny żywioł: POWIETRZE, ZIEMIA, OGIEŃ i WODA. W każdym bohaterka rozwiązuje inną zagadkę kryminalną, korzystając z innej metody kryminalistyki. W „Pochłaniaczu” kluczem okazuje się zapach (oczywiście w połączeniu z przenikliwością Saszy Załuskiej).

Kryminalna rozrywka na przyzwoitym poziomie.

Ogólna ocena: 3,5/6

"Pochłaniacz", Katarzyna Bonda, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz