Po serii porażek w rodzaju "Anglik na wsi", nastała wreszcie dobra passa i w ręce wpadają mi właściwie same dobre książki. Bez zbędnych wstępów oficjalnie przyznaje „Ja
nie jestem Miriam” autorstwa Majgull Axelsson sześć na sześć punktów, zostawiając sobie czas na niezbędne w tym wypadku wyjaśnienia w dalszej części recenzji. BARDZO mi się ta
książka podobała. Oczywiście, z wielu względów, bo tylko wielość względów gwarantuje moją tak pochlebną opinię, o którą jak wiecie nie jest łatwo (Zuza J., popraw mnie jeżeli się mylę, to trzecia książka na szóstkę którą przeczytałam w tym roku, trzecia z czterdziestu siedmiu!!!!).
Wzgląd pierwszy to interesująca fabuła. A dokładniej, „Ja nie jestem Miriam” to piękna i wzruszająca opowieść o losach kobiety uwikłanej w historię, a zarazem unoszonej jej rwącym nurtem, w której
przewijają się wątki związane z Holocaustem, tolerancją wobec Romów, oraz z
sytuacją kobiet od zawsze, na całym świecie.
Już pierwsza scena książki jest
niezwykle przejmująca. Oto świętująca swoje osiemdziesiąte piąte urodziny
Miriam, matka, babcia, teściowa, wyznaje nagle swoim najbliższym: „Ja nie
jestem Miriam….”. Rodzina jest skonsternowana i zaniepokojona – czy to początki
demencji…?
Bez obaw, Miriam wszystko
doskonale pamięta, pomimo iż to pamięć bolesna, o zdarzeniach, które nie
powinny się wydarzyć, o ludziach, których nie powinno już nie być. Staruszka odkrywa
swoje tajemnice przed wnuczką Camillą. Opowiada jej o swoim poprzednim życiu, w
którym była Romką, Maliką. Z racji swojego pochodzenia uwięzioną w Auschwitz, a
następnie w Ravensbruck, gdzie sama cudem, jak większość ocalałych, przeżyła. O zbawieniu, czyli o pierwszych latach w Szwecji, spędzonych pod przybraną tożsamością Miriam, o całym
swoim życiu spędzonym pod tą przybraną tożsamością.
Malika – Miriam nie zdradziła
swojego prawdziwego pochodzenia nigdy, nikomu. Nie tylko ze względu na z uwagi
na ostracyzm społeczny względem Romów, ale też z uwagi na kwestie natury
formalnej - w Szwecji do 1954 r.
obowiązywał zakaz imigracji Romów. Rozumiem, że taka książka jak "Ja nie jestem Miriam" może być dla Szwecji trudna. Majgull Axelsson opisuje ciemne strony szwedzkiej historii
związane z traktowaniem Romów, co moim zdaniem, zważywszy na fakt że Szwecja
stała się tolerancyjnym Edenem, jest jednak pozytywnym przesłaniem – skoro Szwecji
udało się zwalczyć uprzedzenia, innym też może się udać. Yes we can.
Wzgląd drugi, styl. Wiadomo rzecz pierwszorzędna, Majgull Axelsson unika szczęśliwie pułapki
patosu związanej z pisaniem o Holokauście, nie zastawia na czytelnika sieci
tanich wzruszeń.
Wzgląd trzeci, ostatni o którym napiszę, książka skłania do wielu refleksji. No naprawdę ;) Pomimo iż historia Miriam jest niezwykła, płynący z niej przekaz
jest w wielu miejscach uniwersalny. Miriam, po koszmarnych przeżyciach w czasie
wojny, jest wdzięczna za każdy szczegół codzienności, za całą normalność jakiej
doznaje w życiu. Kocha każdą uciążliwość z nią związaną, na nic nie narzeka,
nie uskarża się na żadne drobnostki. Przesłanie Miriam powinni chyba wziąć sobie
do serca wszyscy narzekający na złe samopoczucie z powodu pogody. Dla mnie niezwykle wzruszające były te fragmenty książki w których Miriam z czułością wypowiadała się trudach codzienności.
O czymś innym jeszcze myślałam czytając tę książkę. Miriam całe życie żyła w
tajemnicy. Tak bliska, pozostawała dla swojej rodziny zagadką. W pewnym sensie
każdy z nas jest taką zagadką, nawet na najbliższych. Popatrzcie inaczej na swoją Babcię. Nie tylko jak na Babcię, zajmującą się WAMI i piekącą DLA WAS szarlotkę, ale jak na człowieka ze swoją własną historią i tajemnicami. Zmieńcie perspektywę.
Mądra, piękna i wzruszająca
książka. Przeczytajcie koniecznie. Ja biegnę do księgarni po kolejne książki Majgull Axelsson.
Ogólna ocena: 6/6.
Majgull Axelsson, „Ja nie jestem
Miriam”, Wydawnictwo W.A.B.
I pamiątkowe zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz