Katarzyna Bonda to
nowe zjawisko na polskiej scenie literackiej. Zygmunt Miłoszewski obwieścił, że
została królową polskiego kryminału. Takie namaszczenie ze strony było nie było króla
polskiego kryminału naprawdę robi wrażenie. Zabrałam się więc za czytanie z
wielkim entuzjazmem.
Na początku byłam
zachwycona, pomimo iż Katarzyna Bonda nazwała swoją bohaterkę „Saszą”, a mnie
nieco drażni maniera nadawania bohaterom bardzo oryginalnych imion i nazwisk. Sasza
nie jest po prostu zwykłą policjantką, ale profilerką. Jej specjalizacją jest
tworzenie portretów psychologicznych sprawców przestępstw. Młoda, zdolna, dociekliwa, z
burzliwą historią życiową, walcząca z własnymi słabościami Sasza wydawała
mi się perfekcyjną kandydatką na zostanie polskim odpowiednikiem Harry’ego
Hole. A może nawet kimś więcej...? Brzmi bardzo interesująco, prawda?
Sama książka
również zaczęła się bardzo ciekawie. Sasza Załuska wraca do kraju po siedmiu
latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield. Paweł „Buli”
Bławicki, właściciel klubu muzycznego, prosi ją o pomoc – „Buli” podejrzewa, że
jego wspólnik, były piosenkarz, autor super hitu „Dziewczyna z północy” chce go
zabić. Zadaniem Saszy jest dostarczenie na to dowodów. Sasza niezbyt chętnie
przyjmuje zlecenie. Kiedy w klubie dochodzi do morderstwa, podejmuje wyzwanie i angażuje się w rozwikłanie
zagadki. Po czasie okazuje się, że morderstwo w klubie ma związek z tajemniczą
śmiercią nastoletniego rodzeństwa sprzed lat, a kluczem do rozwiązania zagadki
może być piosenka „Dziewczyna z północy”. Jednym z ważnych śladów
pozostawionych przez mordercę jest zapach.
Do pewnego momentu
książka bardzo mi się podobała. Kryzys nastąpił około 450 strony. Na tej
wysokości książka wyraźnie straciła tempo. Wolniejsze przewracanie kartek pozwoliło
mi dostrzec kilka jej bardzo wyraźnych mankamentów. Po pierwsze, książka jest zdecydowanie
zbyt długa; opisywana historia spokojnie mogłaby zająć co najmniej 1/3 mniej.
Po drugie, historia zagadki kryminalnej jest nieco przekombinowana, przez co
staje się mało wiarygodna. Po trzecie, w książce pojawia się zbyt wiele postaci
(zwłaszcza zbyt wielu policjantów); większość z nich tak naprawdę niewiele wnosi
a wprowadza niepotrzebny zamęt i rozbija akcję. Po czwarte, Bonda opisuje zbyt wiele wątków pobocznych, z których ostatecznie nic nie wynika – przykład: żona „Bulego” Tamara i historia jej życia. Po piąte,
Bonda zbyt mało rozwija wątek dociekań prowadzonych przez Saszę, nie wykorzystuje
do końca jej potencjału jako superbohaterki – profilerki. Spodziewałam się
dowiedzieć czegoś więcej o specyfice pracy profilera, liczyłam na głębszy insight w tym kierunku. Po szóste,
książkę niestety cechuje brak poczucia humoru – Katarzyna Bonda to nie jest
Joanna Chmielewska.
W związku z
powyższym, po przeczytaniu „Pochłaniacza” mam mieszane uczucia. Czytając tę
książkę miałam wrażenie, że mam w rękach nieoszlifowany diament. Z super
pomysłem na historię, z bardzo ciekawą główną bohaterką, oraz z wieloma
niedociągnięciami natury warsztatowej. Ogólnie uważam jednak, że Katarzyna
Bonda ma bardzo duży potencjał jako pisarka – autorka kryminałów. Z pewnością
będę sięgać po jej kolejne książki. Zgodnie z informacjami na stronie
internetowej pisarki. „Pochłaniacz" jest pierwszą częścią cyklu Cztery
żywioły Saszy Załuskiej składającego się z czterech tomów. Każdemu ma
patronować inny żywioł: POWIETRZE, ZIEMIA, OGIEŃ i WODA. W każdym bohaterka
rozwiązuje inną zagadkę kryminalną, korzystając z innej metody kryminalistyki. W
„Pochłaniaczu” kluczem okazuje się zapach (oczywiście w połączeniu z
przenikliwością Saszy Załuskiej).
Kryminalna rozrywka
na przyzwoitym poziomie.
Ogólna ocena: 3,5/6
"Pochłaniacz", Katarzyna Bonda, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz