Na hasło “realizm magiczny”
na myśl przychodzą od razu takie nazwiska jak Gabriel Garcia Marquez, Isabel
Allende czy Carlos Fuentes. Polską reprezentantką tego stylu jest a raczej
właśnie została Patrycja Prochot – Sojka, dzięki swojej debiutanckiej książce „Bajodużenie”.
Postawienie jej w drugim zdaniu po zdaniu z tak wielkimi nazwiskami nie jest wcale
nadużyciem. Książka zdobyła główną nagrodę w konkursie Promotorzy Debiutów
2015, i jest to nagroda zdecydowanie zasłużona. Jest mi niezmiernie miło być wśród pierwszych recenzentów tej książki.
Składa się na nią zbiór opowiadań mających miejsce w Ziegenhalls, przemianowanym wskutek
zawirowań historii na Głuchołazy. W związku ze swoją przeszłością, Ziegenhalls
to miejsce wyjątkowe, o specyficznym kontekście. Pełne duchów dawnych
mieszkańców, pulsujące od zamierzchłych wydarzeń i niedopowiedzianych historii.
Patrycja Prochot-Sojka je dopowiada.
Przedmiotem kolejnych opowiadań są historie mieszkańców Ziegenhalls. A są to historie zupełnie
wyjątkowe i niesłychane. Historie rodzinne, historie osobiste, historie o miłości,
o poszukiwaniu miłości i o braku miłości, o śmierci i o igraniu ze śmiercią. Patrycja
Prochot-Sojka szczegółowo opisuje emocje swoich bohaterów oraz ich refleksje
związane zagadnieniami natury egzystencjalnej. Pisarka wznosi się na wyżyny
kunsztu literackiego opisując rozterki szeroko rozumianych istot pozaziemskich od
których aż roi się w opowiadaniach. A dodatkowo jest w tym wszystkim bardzo dowcipna.
Jendak to właśnie
miasto, Ziegenhalls/Głuchołazy, zdaje się być głównym bohaterem opowiadań debiutantki.
Czy miasto jest skupiskiem bohaterów o wyjątkowych życiorysach, czy przyciąga takie
osobliwe postaci, czy raczej kreuje…? Być może kreuje - rzeczywistość
Ziegenhalls jest opisana tak, jakby była magiczna. Elementy racjonalnie niewytłumaczalne
oraz rzeczywiste pozostają ze sobą w symbiotycznym związku. Granica pomiędzy światem
realnym a światem fantastycznym w zasadzie nie istnieje. W Ziegenhalls równie
naturalne jest to, że Leonia konwersuje z Jezusem a Matka Boska zwierza się Ludwiczce
z problemów wychowawczych z tymże, jak to że wstaje słońce. To, że rodzina
zegarmistrzów Kleistów ma w księgach zapisany swój los jest równie normalne jak
codziennie wykonywane czynności typu sprzątanie czy gotowanie. Nikt nie wie
jedynie że pomyślność rodu von Tildenów jest gwarantowana przez ubrania szyte
dla członków rodu od pokoleń przez rodzinę Maurów Al-Churrich.
Patrycja
Prochot-Sojka żongluje symbolem oraz metaforą, ściąga z piedestału Boga,
Maryję, Jezusa, przydając im czysto ludzkie cechy oraz emocje. W pewnym sensie
jest obrazoburcza, gdy stwierdza, że Bóg może się mylić. Do Ziegenhalls zagląda
również śmierć, którą (mimo pewnego chłodu, który zachowuje) targają ludzkie
namiętności. Bohaterowie opowiadań nie kwestionują istnienia w ich życiu magii
oraz zjawisk nadprzyrodzonych, ale przyjmują swój los, w dużej mierze
kształtowany przez wypadki magiczne oraz zdarzenia niewyjaśnione, z akceptacją
i zrozumieniem.
Wszystkie historie
opisywane w książce są arcyciekawe, gratuluję pisarce wyobraźni. Przypominają
troszeczkę bajki dla dorosłych. Jest w nich coś niesamowicie pozytywnego.
Ponadto, pisarka ma ironiczne poczucie humoru które przebija z kart książki, co dla mnie zawsze jest bardzo dużym plusem.
Jestem zauroczona oposanymi w książce historiami oraz niecodzienną dziejami miasta. Opowiadania
napisane są bardzo pięknym językiem, Katarzyna Prochot – Sojka biegle
włada językiem polskim i niestraszne jej są żadne jego meandry. Opisywany przez nią wciąga i fascynuje. Lektura książki pozwala na moment uciec od
szarej rzeczywistości za oknem. Bardzo przyjemny to skok w bok, polecam zamiast
wszelkich innych.
„Bajodużenie”,
Patrycja Prochot-Sojka, Wydawnictwo Mamiko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz