Rok 2016 dobiega końca, nadchodzi czas wszelkich podsumowań.
Spróbujmy zatem podsumować mój czytelniczy rok 2016. Przeczytałam łącznie 31 książek.
Nie zbliżyłam się nawet do rekordowych 52 z roku 2015 roku, ale też nie ustanawiałam
sobie żadnych targetów czytelniczych. W każdym razie, wzniosłam się ponad
średnią krajową. Poza tym, biorąc pod uwagę skalę moich innych aktywności
życiowych, 31 książek to i tak niezły wynik.
Największe wrażenie
z przeczytanych książek zrobiło na mnie „Małe życie” Hanyi Yanagihary. To
niesamowita, bardzo wzruszająca powieść o granicach człowieczeństwa. Bardzo
mocna rzecz, trudno się otrząsnąć po jej przeczytaniu. Książka trudna do
zdefiniowania, wymyka się wszelkim kategoryzacjom. Troszkę pisałam o niej tu:
Równie mocno przeżywałam „Klaśnięcie jednej dłoni” Richarda Flanagana
oraz „Historię zaginionej dziewczynki” Eleny Ferrante. Z zapartym tchem
czytałam „Historię pszczół” Mai Lunde:
Lektura tetralogii
Eleny Ferrante, w skłąd której wchodzą „Genialna przyjaciółka”, „Historia
ucieczki”, „Historia nowego nazwiska” i „Historia zaginionej dziewczynki” była
chyba najprzyjemniejszym osobistym wydarzeniem czytelniczym. Urzekła mnie nostalgiczna
narracja i przenikliwe obserwacje psychologiczne Eleny Ferrante. Do tego
stopnia zżyłam się z bohaterkami wykreowanymi przez Elenę Ferrante, że zupełnie
nie mogłam przeżyć katastrofy z „Historia zaginionej dziewczynki”. Prawie
popsuło mi to wakacje na Sardynii (prawie, bo to jednak bardzo piękna wyspa…).
Najgorszą
przeczytana książką ogłaszam „Dziewczynę z pociągu” Pauli Hawkins (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/czerwona-kartka-dla-dziewczyny-z.html).
Nie dajcie sobie wmówić, że to jest dobra powieść. Już lepiej idźcie do kina. W
kategorii „Najgorsza książka 2016” wyprzedza ją na gruncie polskim Marta Masada
i jej groteskowe „Święto trąbek” (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/swieto-trabek-marty-masady-niestety-bez.html).
O kilku przeczytanych
książkach z różnych powodów nie napisałam dotychczas nic:
Toni Morrison,
„Skóra” - minimum treści, maksimum dramaturgii. Książeczka potwierdzająca tezę,
że jednak warto czytać noblistów (Toni Morrison dostała Nagrodę Nobla w roku
1993). To książka o traumach z przeszłości, rasizmie, rozpaczliwym pragnieniu
miłości i poszukiwaniu szczęścia. Bardzo ciekawe spojrzenie na problem głębokich
ran z dzieciństwa i wpływu relacji rodzinnych na człowieka.
Elena Ferrante:
„Historia ucieczki”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia zaginionej
dziewczynki”. Nie pisałam o tych książkach, gdyż jak dobrze wiecie w swoich
recenzjach nie spojluje. Bardziej niż przedstawiać streszczenie fabuły, skupiam
się na oddaniu klimatu książki i moich ogólnych wrażeniach po lekturze. Myślę,
że moja recenzja „Genialnej przyjaciółki” (http://julitaczyta.blogspot.com/2016/06/genialna-genialna-przyjacioka.html)
doskonale tłumaczy, dlaczego podobają mi się książki Eleny Ferrante.
Allan Carr, „Jak
skutecznie rzucić palenie” - well….mnie i mojemu Mężowi się udało. Zdradzę Wam
metodę Allana Carra: z nie palącego palacza musicie się przeistoczyć w
niepalacza. Zamiast się wiecznie powstrzymywać, musicie przestać chcieć. Nic
prostszego w sumie.
Mario Vargas Llosa,
„Raj tuż za rogiem” – pisarz opisuje losy Paula Gaugaina oraz jego babki, Flory
Tristan, anarchistki oraz rewolucjonistki. Być może jednak nie jest to
najlepsza książka Mario Vargas Llosy, ale na pewno bardzo ciekawa.
Jojo Moyes „Zanim
się pojawiłeś” – najpierw obejrzałam film, potem przeczytałam książkę, być może
dlatego czytając książkę miałam wrażenie, że oglądam film po raz drugi. Ale to
nic nie szkodzi, i tak mi się podobało. Czytałam na wakacjach.
Tove Alsterdal,
„Kobiety na plaży” – doskonały, trzymający w napięciu kryminał, dodatkowo
dotykający trudnych tematów współczesnego świata: imigracji i handlu ludźmi. Ze
względu na tą tematykę, to nie jest łatwa lektura – choć czyta się bardzo
szybko. Polecam.
Ferdynand Antoni Ossendowski
„Przez kraj zwierząt, ludzi i bogów” – piękny prezent dla mnie i mojego Męża od
naszych niezwykle miłych Gości. Książka należy do gatunku przygodowo –
awanturniczych, traktuje o niesamowitych przygodach autora - podróżnika, szpiega,
awanturnika, wojownika, uczonego, dyplomaty, poligloty, dziennikarza i wielkiego
erudyty, drugiego po Henryku Sienkiewiczu najbardziej znanego polskiego pisarza
na świecie (142 przekładów jego książek na języki obce…) „Przez kraj ludzi,
zwierząt i bogów” to zapis przeżyć, jakie były jego udziałem, gdy w czasie
wojny domowej uciekał przed bolszewikami przez Syberię, Mongolię i Chiny. Warto
przeczytać.
Rok 2016 nie był
rokiem mojej wzmożonej aktywności blogerskiej, obiecuję poprawę w tym zakresie.
Cieszy mnie
natomiast to, że „Julita czyta” pozostaje jednym z nielicznych kompletnie niezależnych
blogów o książkach. Nie dostaję książek w prezencie od wydawnictw - sama je sobie kupuję, pożyczam lub wypożyczam.
Dzięki temu 1) nie muszę umieszczać w moich postach żenujących fragmentów w
rodzaju: „za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu ABC”, oraz 2) pozostaję wolna
w swoich wyborach oraz w swoich sądach i opiniach literackich. Taki stan rzeczy
bardzo mi odpowiada. Współpracowałam jakiś czas temu z wydawnictwem książek dla
dzieci – dostałam od nich kilka książek do zrecenzowania. Zakończyło ze mną
współpracę po tym, jak opublikowałam recenzję odnośnie wydanej przez nie
książki (przy czym uważam tę reakcję za zdecydowanie nadmierną, moja recenzja
nie była krytyczna, po prostu nie była bardzo pochlebna….) W każdym razie,
jeżeli nawet wydawnictwo książek dla dzieci nie chce ze mną współpracować,
jestem chyba skazana na niezależność!
Mój blog spotyka
się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Wielu ludzi mówi mi, że zagląda tu by się
zainspirować, co przeczytać, wielu rezygnuje z czytania po moim ostrzeżeniu.
Taki właśnie cel mi przyświecał.
Z najlepszymi noworocznymi
życzeniami realizacji wszystkich postanowień,
Julita
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz