“Klaśnięcia jednej
dłoni” Richarda Flanagana nie ma na liście bestsellerów w Empiku, nie przykuwa
uwagi ostentacyjnie wyłożona na półki tuż przy wejściu do księgarni. A szkoda,
bo łatwo przegapić tę książkę. Nie możecie absolutnie tego zrobić! Daję tej
książce sześć punktów, żałując, że nie mogę
dać siedmiu. Zasługuje na wszystkie punkty świata.
Przygotujcie się na
bardzo dużą dawkę mocnych wzruszeń. Ja czytałam książkę ze ściśniętym gardłem, wiele
razy miałam łzy w oczach. Historia opisana w książce jest bowiem bezbrzeżnie
smutna. Zaczyna się w 1954 roku, w zimową noc na Tasmanii, od sceny, kiedy młoda
słoweńska imigrantka Maria Buloh opuszcza swoją trzyletnią córeczkę Sonję.
Dlaczego młoda kobieta opuszcza swoje dziecko…? Co ją skłania do tak
dramatycznego kroku…? Jakie nieszczęście się jej przydarzyło…? I dlaczego, mimo
wszystko dlaczego opuszcza swoje małe dziecko…? Czy kiedykolwiek wróci… ? Czy
uda się ją odnaleźć…? Te i dziesiątki innych pytań pojawiają się w głowie przy
lekturze początkowych stron powieści.
Głównymi bohaterami
książki to pierwsze i drugie pokolenie słoweńskich imigrantów na Tasmanię. Porzuceni:
mała Sonja, i jej ojciec, porzucony przez żonę Bojan Bulah. “Klaśnięcie jednej
dłoni” nie jest jednak banalną książką o relacji ojciec-córka, i ich „dawaniu
sobie rady w życiu” na przekór wszelkim przeciwnościom. O czym zatem jest ta
książka? Punktem wyjściowym jest ukazanie, jak odejście Marii Buloh, żony,
matki, jak to jedno wydarzenie (klaśnięcie jednej dłoni….) wpływa na całe życie
pozostawionych. Jak je rozbija na drobne kawałeczki, które przez cały późniejszy
czas próbują poskładać.
Po odejściu żony Bojan
Buloh szuka ukojenia dla swojej rozpaczy w alkoholu, szuka zapomnienia. Bezskutecznie. Bojan Buloh to bohater tragiczny,
wewnętrznie rozdarty. Ofiarą jego bólu staje się Sonja i jej dzieciństwo,
najgorszy koszmar, jaki może Wam się przyśnić. Przepełnione bólem, cierpieniem
fizycznym i tęsknotą, przedwczesna dorosłość. W wieku szesnastu lat Sonja postanawia
zawalczyć o siebie, opuszcza ojca i Tasmanię. Nigdy jednak nie może opuścić
ich do końca. Dlatego po latach wraca, by odszukać klucz do siebie, ze strzępów
wspomnień zbudować na nowo swoją tożsamość. Czy znajdzie w sobie siłę i chęć,
by przebaczyć ojcu…? Czy on tego przebaczenia w ogóle chce, i czy go potrzebuje,
czy nie zatracił się już całkowicie w autodestrukcji? Czy ojciec i córka przeskoczą
przez dzielące ich morze samotności? Czy wreszcie odnajdą właściwe słowa,
gesty dla pokazania swojej samotności, żalu, rozpaczy i miłości?
To książka również
tym, jak krzywdzimy tych, których kochamy. Flanagan opisuje skomplikowaną
relację ojca i córki, obojga pokiereszowanych przez los, straumatyzowanych. Relację
trudną i niszczycielską. Miłość miesza się w niej z przemocą, bohaterowie
kochają się, i krzywdzą jednocześnie. Być może mają dobre intencje, ale nie
znajdują odpowiednich słów ani gestów. Pogrążają się w samotności i rozpaczy. Czy
mimo wszystko w relacji pomiędzy nimi znajdzie się miejsce na normalność, na
zwyczajność, na spokój i poczucie bezpieczeństwa….?
Flanagan funduje nam
dużą dawkę bardzo trudnych emocji. Zabiera w podróż do ludzkiej duszy, tropi
przeszłość, poszukując w niej wszystkiego, co zdeterminowało późniejsze losy. Wytacza
przeciwko czytelnikowi naprawdę ciężką artylerię, poruszając takie tematy jak: miłość,
przemoc, ojcostwo, wojna, uchodźcy, alkoholizm, dojrzewanie, poszukiwanie
własnej tożsamości…I wiele innych. A to wszystko w jednej niezbyt grubej
książce.
„Klaśnięcie jednej
dłoni” to druga książka Richarda Flanagana, którą czytam, (pierwsza to były „Ścieżki
północy”, nagrodzone Nagrodą Bookera w 2014 roku). Chronologicznie to książka
starsza niż „Ścieżki Północy” - właściwie debiut pisarza z 1997 roku. Wspólnym
mianownikiem dla obu powieści jest na pewno ich przepiękny poetycki język. To w
zasadzie nie są powieści, a poezja. Absolutnie przepięknie napisane…Bardzo Wam
polecam tę książkę. Poważna, intrygująca, mocna lektura. Bardzo wzruszająca. Raczej
z wyższej półki. Satysfakcja gwarantowana, wymagane jedynie pewne wyrobienie
czytelnicze, któremu Wam jako czytelnikom mojego bloga na pewno nie brakuje.
Nie ma zdjęcia do posta, gdyż książkę pożyczyłam mojej Mamie, która ją przeczytała i również się zachwyciła. Natomiast jeszcze mi jej nie oddała.
Ogólna ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz