Po dwóch poprzednich powieściach
Yanagihary, „Do raju” budzi we mnie przyjemną ekscytację. Nawet grubość książki
nie przeraża mnie specjalnie, co ma również pewien związek z moją aktualną
kontuzją i unieruchomieniem. Wyobraźcie sobie, w związku z zerwanym więzadłem
nic innego nie mogę robić, tylko czytać! W zasadzie mogłaby to być moja własna
definicja raju. Jak raj widzi Yanagihara w swojej najnowszej książce?
„Do raju” to monumentalna
political fiction, której akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku stuleci.
Bohaterów książki różni w zasadzie wszystko, łączy natomiast usilne dążenie do
odnalezienia szczęścia i miłości.
Książka budzi skrajne emocje, od
totalnego zachwytu do ostrej krytyki. Po jej przeczytaniu ta rozbieżność ocen
staje się dla mnie zrozumiała, Jeżeli chodzi o warsztat, stanowi małe
arcydzieło. Jest przepięknie napisana, i
równie pięknie przetłumaczona (brawa Jolanta Kozak!). Poznajemy trzy ciekawe
historie, z których każda osadzona jest w innych realiach. Jestem pod ogromnym
wrażeniem umiejętności autorki do kreowania świata przedstawionego. Obok siebie
dostajemy trzy wizje świata, trzy równoległe obrazy Ameryki w trzech różnych
płaszczyznach czasowych. Całość jest przy tym spójna kompozycyjnie i
konceptualnie.
Nie chciałabym Wam tutaj
streszczać fabuły, zwłaszcza że jest ona dość zawiła i skomplikowana. Ale kilka
rzeczy muszę napisać. Wspomniałam, że książka składa się z trzech części. Każda
część mogłaby w zasadzie być odrębną książką.
Pierwsza część „Do raju” to
historical fiction. Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, w roku 1893, ale zamiast
Stanów Zjednoczonych mamy Wolne Stany. Panuje w nich ustrój liberalny,
wprowadzone zostały m..in. małżeństwa jednopłciowe, pragnąc zapewnić mieszkańcom
pełną wolność i swobodę. Głównym bohaterem jest David, pochodzący z zamożnej,
wpływowej rodziny. David zamieszkuje dom na Placu Waszyngtona, co
natychmiastowo sugeruje, że mamy tu do czynienia również z pewną zabawą, że
Yanagihara puszcze subtelne oczko do Henry Jamesa i powieści o tym samym tytule
(uświęconej zresztą świetnym filmem Agnieszki Holland, kto nie widział niech
szybko nadrabia zaległości!). Jeżeli chodzi o fabułę, robi się odrobinę
soapoperowo. David musi dokonać wyboru pomiędzy aranżowanym małżeństwem z
rozsądku a szaleńczą młodzieńczą miłością do kochanka artysty. Który wybór
zaprowadzi go do raju? Odebrałam jako
bardzo interesujące to zestawienie bardzo śmiałej i odważnej wizji historical
fiction z dość banalną historią znanej ludzkości od stuleci - a przynajmniej
tej części ludzkości, której próbowano zaaranżować małżeństwo. A może to zabawa
formą i wyzwanie rzucone Henry Jamesowi: próba sprawdzenia, czy odważna
obyczajowo treść nie rozsadzi tradycyjnej, typowej dla niego formuły powieści.
Druga część książki dzieje się w
1993 roku, a zatem współcześnie. Opisuje związek dojrzałego, zamożnego prawnika
z młodym asystentem pochodzącym z Hawajów. W tle przebrzmiewa groźba epidemii
AIDS, i kwestia prawa do samostanowienia się autochtonicznej ludności Hawajów.
Trzecia część książki toczy się w
roku 2093. Yanagihara przedstawia mocno dystopijną wersję przyszłości, gdzie
ludzkość jest trawiona kolejnymi epidemiami, żyjąc w warunkach państwa
totalitarnego. Lektura nie dla preppersów, za to doskonała pożywka dla wszystkich
strachów czających się w naszych karmionych katastroficznymi wizjami umysłów,
które nie wyzwoliły się jeszcze z traumy pandemii. Podczas lektury kolejnych
stron ogarnia nas czyste przerażenie. Przychodzą do głowy myśli, które chcemy
zepchnąć głęboko na dno świadomości. W mojej ocenie część trzecia to
zdecydowanie najlepsza część książki.
Dziwi mnie i zaskakuje, dlaczego
bohaterami książek Yanagihary są niemal wyłącznie mężczyźni. Podczas lektury
zastanawiałam się, czemu służy ten zabieg, i przyznam szczerze, że nie mam
najmniejszego pojęcia. Kobiety pełnią rolę drugoplanową, żeby nie napisać
drugorzędną. Kobiecie udaje się zostać protagonistką finalnej części, natomiast
z uwagi na swoje cechy szczególne opisane w książce trudno określić ją jako
bohaterkę pełnowymiarową. Jak przeczytacie, to zrozumiecie.
W każdej z części następuje
kompletna zmianę realiów. Co interesujące, w każdej części powtarzają się te
same imiona bohaterów, wspólne jest też miejsce zamieszkania przy Placu
Waszyngtona. Nasz łaknący logicznych wytłumaczeń
mózg poszukuje sensu, związku pomiędzy postaciami z poszczególnych części. Mnie
najbardziej przekonuje ten o powtarzalności ludzkich losów, historii i emocji,
bez względu na czas i miejsce, bez względu na ustrój polityczny czy
uwarunkowania społeczne, kolor skóry, wiek czy poglądy. O poszukiwaniu swojego
miejsca na Ziemi i o pragnieniu miłości, bo bohaterowie każdej części książki
są w istocie samotni, spragnieni miłości i bliskości. Przyznacie że dość
skomplikowany zabieg literacki dla osiągnięcia tego celu. Przepraszam, jeśli
sprofanowałam przebrzmiewającą w ostatnich zdaniach wzniosłość tym ohydnym
cynicznym komentarzem. Wydaje się on jednak trafny w odniesieniu do całej
książki. „Do raju” to powieść misterna w swojej konstrukcji, barokowa w swoim
rozmachu, doskonała pod względem literackiego warsztatu. Natomiast jej
przesłanie wybrzmiewające z każdej części jest odrobinę naiwne. Brutalnie rzecz
ujmując, książka stanowi doskonały przykład przerostu formy nad treścią.
Lektura książki jest z pewnością
ciekawym przeżyciem literackim, więc dla fanów literatury przeczytanie jej
będzie wciąż interesującym doświadczeniem. Pod względem treści jest odrobinę
rozczarowująca nawet pomimo tego, że czasem warto przypomnieć sobie rzeczy
podstawowe.
Ogólna ocena: 6.5/10 (ale wiecie,
że u mnie nie jest łatwo)