„Moja walka”, cz. II Karla Ovego Knausgarda ma ok. 750 stron. Poważnie się zastanawiałam, czy umieszczać ją na mojej liście lektur obowiązkowych, czy nie ugrzęznę na tej książce i z realizacji 52challenge nici. Wakacje, słońce, wyjazdy i 750 stron współczesnej dość ambitnej prozy skandynawskiej nijak mi się składały w jedną spójną i logiczną całość. Czytałam jednak część pierwszą, i pewnie dlatego „Moja walka” cz. II sama się na mojej liście czytelniczej umieściła. Potem wskoczyła mi do walizki i razem pojechałyśmy na Mazury, gdzie udało mi się ją przeczytać, co ze względu na okoliczności przyrody potraktowałam jako wielki osobisty sukces. Przyznaję, podczas czytania odczuwałam dużą radość oraz przyjemność. Mieszanych uczuć miałam niewiele, ale o tym później. Następstwem przeczytania było wiele refleksji przemyśleń, zrobione mi przez Małżonka okolicznościowe zdjęcie no i teraz ten post.
„Moja walka” to monumentalny sześciotomowy autobiograficzny cykl Norwega Karla Ovego Knausgarda. Oraz ogólnoświatowy bestseller (choć Niemcy mieli pewne problemy z wydaniem w związku z nieco problematycznym dla nich tytułem). Cykl wzbudza w czytelnikach wielkie emocje przede wszystkim z powodu brutalnej szczerości pisarza która, jak głosił sprytny marketing szeptany, spowodowała odwrócenie się od niego rodziny oraz utratę przyjaciół. Podobno większość osób, które opisuje Knausgard, przestaje się do niego odzywać.
Faktycznie, Knausgard nie
patyczkuje się, opisuje wszystko i wszystkich. Nie ma dla niego żadnych
świętości ani tematów tabu. Jest Marcelem Proustem naszych czasów. Z aptekarską
dokładnością opisuje każdy szczegół swojego życia codziennego. Czasami
odnosiłam wrażenie, że te tak skrupulatnie opisywane codzienne czynności
stanowiły swojego rodzaju kotwice dla pamięci pisarza, poprzez ich odtworzenie
wracał do określonych sytuacji
osobistych i stanów emocjonalnych. Trochę zazdroszczę Karlowi Ove takiej pamięci.
Knausgard nie pisze jednak dla
Ciebie, Czytelniku. On pisze dla siebie, pisanie jest jego terapią. Poprzez
opisanie swoich emocji Knausgard próbuje je lepiej zrozumieć. Opisując świat
przedstawiony chce poznać siebie. Dlatego pisze dużo o sprawach z gatunku
istotnych, o podstawowych relacjach. W powodzi literatury postmodernistycznej
oraz coraz bardziej wydumanych wątków taki powrót do korzeni jest balsamem dla
znękanej poszukującej sensu duszy. Miłość, nienawiść, życie, śmierć, cierpienie,
szczęście, relacje rodzinne to tematy którymi zajmuje się Knausgard. W cz. II dużo
pisze o miłości, pięknie pisze o miłości, ale też bardzo szczerze o starciu
miłości z codziennością. O godzeniu ról pisarza i ojca. Zestawienie drobiazgowego
opisu prozaicznych czynności dnia codziennego z rozważaniami natury filozoficznej
tworzy wybuchową i jedyną w swoim rodzaju mieszankę sacrum i profanum od której
trudno się oderwać.
Tradycyjnie musi być kilka
gorzkich słów. Choć książkę zasadniczo dobrze się czyta, gdzieś podskórnie męczy
mnie trochę formuła tego autobiograficznego megaciągu jakim jest cały cykl „Moja
walka”. Knausgard zdaje się przyjmować, że całość ludzkiego życia jest sama w
sobie tak ważna i interesująca, że nadaje się do opisania bez jakiejkolwiek
obróbki. Nie do końca się z tym zgadzam. Knausgardowi się ta sztuczka udaje,
ale staje się wyjątkiem potwierdzającym regułę. Pisze bardzo ciekawie, ma
ciekawe spostrzeżenia, i tylko to broni przyjętą przez niego koncepcję
opisywania codzienności w wersji totalnej. Oczywiście taka koncepcja jest
kusząca i pewnie jej przyjęcie pogłębiłoby szerzące się już wszak zjawisko
grafomanii w myśl zasady „Pisać każdy może” (również ja ;). To łatwe, coś we
mnie krzyczy. Nie mogę i nie chcę zafascynować się metodą Norwega. I jest jeszcze
jeden duży minus – brak poczucia humoru, prawie zupełny (pomimo iż jak sądze
życie z trójką dzieci może takich wątków wiele dostarczać). No i pewien patos
wkradający się w niektóre dialogi.
Wielki minus dla wszystkich
piszących o książce za frazę że książka „stoi na półce co dziesiątego Norwega”.
Nie wiem kto to pierwszy napisał, ale chyba powinien to zastrzec, bo widziałam
to sformułowanie powtórzone tysiąc razy,
w każdym opisie książki, w każdej recenzji, w każdym artykule o Knausgardzie. Niebywałe.
Przełożyła Iwona Zimnicka więc
czyta się super. Takie rzeczy po prostu trzeba czytać, więc musicie.
Ogólna ocena: 5/6
Karl Ove Knausgard, „Moja walka”
t. II, „Wydawnictwo Literackie”.