piątek, 31 marca 2017

Idealna lektura na weekend, "Dzielnica występku" Mario Vargas Llosy

Zawsze mam lekkie wyrzuty sumienia, kiedy zamiast recenzji rekomendującej książkę, zniechęcam do przeczytania czegoś. Tylu ludzi mówi mi, że używa mojego bloga jako przewodnika po księgarni, że w związku z tysiącem pozycji dostępnych na rynku czytelniczym odczuwa wielką dezorientację i kieruje się moimi rekomendacjami przy zakupie książek, że czuję się w obowiązku polecać książki! Dlatego po (fakt, nie bardzo miażdżącej, ale jednak) recenzji "Słowika" Kristin Hannah, z wielka przyjemnością chciałabym bardzo polecić Wam najnowszą książkę Mario Vargas Llosy - "Dzielnicę występku". Zacznę z wysokiego C, uważam, że książka jest małym arcydziełem.

Zaczyna się bardzo interesująco, od opisu nagłego wybuchu namiętności pomiędzy dwiema przyjaciółkami. Wszystko jest opisane bardzo pięknie i bardzo subtelnie, a jednocześnie bardzo bezpretensjonalnie i naturalnie. Nagły wybuch namiętności nie jest jednorazowym wybrykiem, a raczej preludium, gdyż cała książka jest przesycona erotyzmem i zmysłowością. Obok wątków obyczajowych, w powieści bardzo szybko zaczynają się pojawiać wątki społeczne oraz polityczne. Pojawia się wielki skandal, w którym główną rolę odgrywają media, seks, oraz polityka. Cała intryga powieści jest bardzo misterna i bardzo wciągająca, ale pozostawiam Wam jej samodzielne odkrycie i śledzenie. Obawiam się, że nawet mała zajawka mogłaby Wam zdradzić ciut zbyt dużo. Skupię się zatem na dalszych zachwytach nad książką. 

Bardzo rzadko zdarza mi się zgadzać z opisem z tyłu okładki, ale tym razem po prostu nie mam innego wyjścia. Faktycznie jest tak, jak obiecują w opisie - "Mistrz literackiej prowokacji uwodzi czytelnika od pierwszej strony". Nie zgłaszam żadnych reklamacji w zakresie zgodności opisu z tyłu okładki z faktyczną treścią książki. Ci, którym podobała się "Pochwała macochy", "Zapiski don Rigoberta", czy "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", będą zachwyceni, ale i Ci, dla których Mario Vargas Llosa to przede wszystkim "Rozmowa w Katedrze", "Święto kozła" czy "Marzenie Celta", nie będą zawiedzeni. W "Dzielnicy występku" występują cudowne postaci, które noszą piękne imiona oraz przydomki, oraz mają zupełnie wyjątkowe a jednak wciąż wiarygodne historie życiowe (szczególnie na tym tle wyróżnia się postać o przydomku "Kurdupelka"). Wszystkie wątki zgrabnie się łączą; w książce nie ma nic zbędnego, nic niepotrzebnego, nic przesadzonego. Są tematy rozrywkowe, które stopniowo zaczynają się koncentrować wokół tematów ważnych, i istotnych. Jestem wojowniczką o wolność i demokrację, dlatego szczególnie poruszył mnie pojawiający się w powieści wątek wolności prasy. Wiele czytam na ten temat, ale chyba nikt nie napisał lepszego manifestu dotyczącego wolności prasy niż Mario Vargas Llosa w "Dzielnicy występku".

Mario Vargas Llosa ma dla mnie swoje lepsze i gorsze momenty. W "Dzielnicy występku" prezentuje swoją najwyższą formę, a zatem biegnijcie do księgarni! Książka jest idealna na weekend, niedługa, totalnie wciągająca, odrobinę przewrotna, oraz, ze względu na poruszane wątki, bardzo na czasie. Fantastyczna książka!

Ogólna ocena: 6/6

wtorek, 28 marca 2017

"Słowik" jako odradzana lektura na wiosnę

Co definiuje dobrego pisarza? Co sprawia, że od jednych książek nie możemy się oderwać, przewracając kolejne strony w napięciu, powodowani sprzecznym pragnieniem, by dowiedzieć się, jak zakończy się historia, i jednocześnie nie chcąc, by kończyła się kiedykolwiek? Dlaczego niektórych bohaterów zapamiętujemy na całe życie, przejmujemy się ich losem, podczas gdy los innych jest nam całkowicie obojętny? Jak ważna jest historia, którą opowiada książka? Jak ważne jest tło historyczne? Czy są tematy ważne i ważniejsze? 

Te i inne rozterki towarzyszyły mi podczas lektury powieści "Słowik" autorstwa Kirstin Hannah. Czytając tę książkę, nie mogłam się pozbyć natrętnego uczucia, że ktoś mnie z czegoś okrada. Z czego? Z możliwości przeżywania i wzruszania się. Miałam też niestety dotkliwe poczucie utraty czasu. W miarę rozwoju akcji nabierałam coraz większego przekonania, że ta książka nie wniesie kompletnie nic do mojego życia, ze jej lektura jest jedynie formą spędzania czasu i dostarczeniem sobie rozrywki intelektualnej na bardzo średnim poziomie. 

Akcja książki rozgrywa się w czasach drugiej wojny światowej, we Francji. Kontekst historyczny nadaje powieści dynamiki i decyduje o losach głównych bohaterów, którzy zostają wciągnięci w wir dramatycznych wydarzeń. Powieść koncentruje się na losach dwóch sióstr, które w czasie wojny przybierają dwie kompletnie odmienne postawy. Jedna chce po prostu (i aż, biorąc pod uwagę wyzwania i dylematy czasów wojny) przetrwać, a druga podejmuje czynną walkę z okupantem. Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia ze znakomitym materiałem wyjściowym na świetną powieść. Jak się jednak okazuje, wszystko można zepsuć, przy wielkiej chęci napisania powieści oraz małym warsztacie pisarskim. Rys psychologiczny postaci jest w książce zerowy, jak gdyby pisarka pozostawiła czytelnikowi zbudowanie obrazu sióstr na podstawie ich czynów i zachowań. Rozumiem, że czyny znaczą więcej niż słowa, ale być może ta uniwersalna prawda nie sprawdza się tak doskonale w przypadku utworu literackiego zbudowanego z konstrukcji słownych jakim jest powieść. Nie oczekuję od każdego pisarza, żeby był Dostojewskim, ale jakieś elementarne zasady przyzwoitości lub warsztatu przy kreacji sylwetek bohaterów powinny jednak obowiązywać. Czytając "Słowika", miałam wrażenie, że czytam komiks. Komiks. Do tego stopnia uboga była forma narracyjna. Drugim skojarzeniem było czytanie rozbudowanego scenariusza do filmu. Podejrzewam, że jeżeli na podstawie "Słowika" powstanie film, będzie sto razy lepszy niż książka.

Książka podobno wygrała jakiś konkurs na powieść historyczna. Uważam, że nazywanie "Słowika" powieścią historyczną jest mocnym nadużyciem. Akcja owszem jest  osadzona w realiach II WŚ, ale postawy bohaterów, ich język oraz perspektywa są już całkowicie współczesne. Tak, jakby wrzucić mieszkańców Manhattanu do okupowanego Paryża. Jeżeli chodzi o warstwę merytoryczną i opis wydarzeń historycznych, są one niestety non existens. Przekaz historyczny koncentruje się głównie na brakach w zakresie dostaw żywności, co biorąc pod uwagę zaopatrzenie supermarketów dziś faktycznie może wydawać się dramatyczne. Oprócz braków w żywności, pisarka koncentruje się również na działaniu francuskiego oporu. To być może niezamierzenie komiczny element tej książki - członkowie tego ruchu posługują się dialogami żywcem wyjętymi z "Allo, allo". Być może ten serial był dla Kristin Hannah inspiracją przy pisaniu powieści. Ech, jednak pisanie negatywnych recenzji książek których akcja toczy się w czasach II WŚ sprawia, że czuje się jak człowiek bez serca... Tyle dramatycznych wydarzeń opisanych w książce, a ja pozostaję nie tylko obojętna, ale gorzej, krytyczna i złośliwa.

Cóż, myślę że powodem mojej rezerwy wobec książki jest właśnie wspomniana maksymalnie infantylna i powierzchowna narracja. Z żadnym z bohaterów nie można się utożsamić (co dla mnie osobiście jest zawsze pewną, choć nie nieprzekraczalną barierą w odbiorze książki). Wielkie dramaty i tragedie są spłycane i trywializowane. Ludzie umierają, giną na polu walki, w obozach koncentracyjnych, i to wszystko dzieje się nagle, ni stąd, ni zowąd, bez wstępu i bez zakończenia, jest jedynie kwitowane kilkoma patetycznymi zdaniami, i życie a w tym przypadku akcja powieści toczy się dalej.

Z powodów opisanych powyżej zmuszona jestem znów pozostawać z moją opinią w kontrze do mainstreamu. Książka zdobyła bardzo dużo nagród oraz znajdowała się tygodniami na liście bestsellerów. Znów również przepełnia mnie zazdrość, gdyż Kristin Hannah kiedyś była prawniczką, a teraz została pisarką, i mieszka z mężem i synem na Hawajach.  Pisze co prawda złe książki, ale na zdjęciu wygląda na szczęśliwą i zrelaksowaną. A tymczasem ja jutro znów muszę iść rano do pracy, gdzie na pewno nie będę pisała powieści, i cieszyć się, gdy mi się uda przeczytać cokolwiek, choćby złą powieść. 


Ogólna ocena: 3/6