Kupuję „Ścieżki
północy” Richarda Flanagana zachęcona hasłami z okładki: „zniewalająco piękna książka” (Sunday Times), „wielka powieść” (New York Times), „zostaje w pamięci na
zawsze” („The Times”) , no i Bookerem
2014. Po przeczytaniu podzielam tę opinię, ale moja historia z książką jest
trudna.
Przyznam, że
książka nie zachwyciła mnie od razu. Od nieprzeczytania byłam tylko o mały włos
Zaczęłam ją czytać w Warszawie, w wielkim biegu (to 52 challenge nieco mnie
jednak stresuje), pobieżnie, kartkować w zasadzie, wśród tysiąca innych spraw
do załatwienia, i w efekcie zniechęcona odłożyłam ją na półkę po ok 70
stronach.
Wróciłam do
niej, a w zasadzie zaczęłam czytać od początku, na wakacjach na Teneryfie.
Widok na majestatyczne Los Gigantos, szum fal Oceanu Atlantyckiego oraz miarowe
oddechy moich porażonych tlenem dzieci okazały się idealnym tłem do lektury tej
książki. I wreszcie, w końcu, zachwyciłam się, choć być może mogłabym pomyśleć
o wielu bardziej wakacyjnych lekturach. Książka okazała się faktycznie
niesamowicie piękna, i zdecydowanie warta przeczytania. Nie da się jej jednak czytać
w autobusie, to książka wymagająca ciszy, skupienia i uwagi, trochę jak poezja.
Książka opowiada o losach
żołnierzy przebywających w japońskim obozie jenieckim i pracujących przy
budowie Kolei Śmierci, 400 kilometrowej linii kolejowej wiodącej z Bangkoku w
Tajlandii do Rangunu w Birmie. Budowa tej kolei miała dla Japonii strategiczne
znaczenie w czasie II wojny światowej, miała umożliwić szybkie przemieszczanie
się oraz aprowizację cesarskiej armii w związku z planowaną ofensywą na Indie.
Z tego względu Japończycy dążyli do jej wybudowania za wszelką cenę, bez
względu na jakiekolwiek koszty, w tym a może przede wszystkim bez względu na
koszty ludzkie. Trudno określić, jak wiele ofiar pochłonęła budowa tej linii,
szacunki wahają się między 100 a 200 tysiącami zmarłych. Jednym z więźniów
pracujących przy budowie linii kolejowej był ojciec Richarda Flanagana, któremu
zresztą dedykowana jest książka. „Ścieżki północy” ocalają te często bezimienne
ofiary od zapomnienia, nadają im imiona oraz nazwiska.
Głównym bohaterem „Ścieżek
północy” jest Dorrigo Evans, z zawodu jest chirurg. Kiedy wybucha II wojna
światowa, Dorrigo trafia do obozu jenieckiego, ale tam jego walka dopiero się
zaczyna. W koszmarnych warunkach, w piekle birmańskiej dżungli, jako chirurg toczy
zacięty bój o życie setek, dziesiątek swoich towarzyszy, o życie każdego z
nich. Jego przeciwnik to sterowany kodeksem bushido
japoński obłęd wojenny. Obraz obozu jenieckiego w dżungli jest wstrząsający,
podobnie jak nieprawdopodobne okrucieństwo Japończyków wobec jeńców, stosowane w
imię kultu Cesarza, ślepe na ból i cierpienie (japońscy żołnierze podczas
dekapitacji deklamują haiku; książka
zawiera zresztą wiele odniesień do literatury japońskiej - tytuł powieści
został zainspirowany przez klasyczne haiku Matsuo Basho).
Ale „Ścieżki północy” to nie
tylko powieść wojenna, ale również love
story, na dodatek oparta na prawdziwej historii opowiedzianej pisarzowi
przez ojca. Naprawdę bardzo romantycznej, choć zarazem tragicznej.
Książka jest bardzo poetycka,
momentami przypomina japońskie haiku. Nawet zawarte w niej opisy dramatycznych
wydarzeń oraz drastycznych scen mają w sobie swojego rodzaju smutne piękno. Znalazłam
też w tej książce świetny fragment dotyczący literatury: „Dobra książka (…)
sprawia, że chce się ją przeczytać jeszcze raz. A książka wielka każe
człowiekowi jeszcze raz przeczytać swoją duszę”. Czytałam swoją duszę czytając
„Ścieżki północy”, i Wam to też serdecznie polecam.
Ogólna ocena: 5,5/6
Richard Flanagan, „Ścieżki
północy”, Wydawnictwo Literackie