poniedziałek, 30 listopada 2015

O Mai, Findzie, zombie oraz cieście z kokosem, „Maja i jej świat. Ciekawość” Anny Obiols


Jeżeli chodzi o recenzje książek dla dzieci, moja rola jest podrzędna i poboczna, pierwszym recenzentem jest zawsze mój syn. Jego osądy są bezwzględne, kategoryczne oraz błyskawiczne. Tak też było w przypadku książki „Maja i jej świat. Ciekawość” autorstwa Anny Obiols. Natychmiast po zakończeniu czytania zakrzyknął z entuzjazmem: „Jeszcze raz!”. I wszystko jasne. To znaczy prawie, czytanie było czynnością wysokiego ryzyka, odbywało się rano, i groziło strasznymi konsekwencjami w postaci spóźnienia się do przedszkola, pracy, itp. Ale daliśmy radę.
„Maja i jej świat” to pięknie napisana opowieść o tym, jak do klasy Mai dołączyła nowa dziewczynka, Finda, pochodząca z Afryki. Finda wygląda inaczej, mówi w innym języku, ma inne obyczaje. Maja i Finda zaprzyjaźniają się. Wszystko związane z Findą jest dla Mai bardzo ciekawe. I budzi ogromną ciekawość. Słuchającego dziecka również.
Książka ma więc walory edukacyjne, ale nie nachalne, tylko subtelnie przemycone (Afryka jest zresztą super na rozbudzenie ciekawości), uczy tolerancji i otwartości na drugiego człowieka. Rozbudza ciekawość świata. I nie tylko. Przy drugim czytaniu, które było już interaktywne, z moimi licznymi komentarzami do tekstu (najwyraźniej potęgującymi ciekawość), Jeremi postanowił rozbudzić i moją ciekawość. Zeskoczył z łóżka, wykrzywił twarz i zakrzyknął „A wiesz mama, tak wygląda zombie!”.
Przygoda z Findą nie kończy się wraz z ostatnią linijką. Książka zawiera swoistą „to do list”, oczywiście inspirowaną Afryką i przygodami Mai. To m.in. samodzielne wykonanie a następnie zagranie w afrykańską grę awale, oraz zrobienie afrykańskiej maski. Zawsze miło dostać taką inspirację jeżeli chodzi o spędzanie wolnego czasu z dzieckiem, dla mnie nigdy ich za wiele. Nasza lista zadań do wykonania została spontanicznie rozszerzona o zrobienie ciasta czekoladowego z kokosem (ulubionym deserem Findy). Ciasto było autorskim pomysłem Jeremiego, widać oprócz ciekawości książka rozbudza również kreatywność.  
Jak się okazało, może zbyt pochopnie zgodziłam się na rozszerzenie listy o ciasto czekoladowe z kokosem, a już na pewno na uczynienie z tej pozycji numeru jeden na naszej liście. Wieczorem wyszliśmy z mężem do teatru (udało się….), a potem do restauracji na kolację. Było miło, było wino. O szóstej rano obudził mnie rozgorączkowany Jeremi: „Mamo, mamo, musimy zrobić ciasto czekoladowe z kokosem! To numer jeden na naszej liście…!”. Pomimo kilku chwil wahania stwierdziłam że zignorowanie tak pięknie ułożonego planu byłoby skrajnie niewychowawcze. Z lekka nieprzytomny Mąż poszedł zatem do sklepu po składniki na ciasto, po czym o siódmej trzydzieści zamienił się w  Robinsona Crusoe rozbijającego kokosy (za co niniejszym bardzo przepraszam wszystkich sąsiadów). A my z Jeremim zrobiliśmy ciasto. Wyszło obłędne.
Przed nami numer dwa i numer trzy z listy. I kolejna z książek z serii o Mai – ponieważ zgadzam się z moim synem: książka bardzo mi się podobała.
„Maja i jej świat. Ciekawość” Anna Obiols, Wydawnictwo Adamada

wtorek, 24 listopada 2015

Bezwględnie przeczytajcie "Ja nie jestem Miriam" Majgull Axelsson

Po serii porażek w rodzaju "Anglik na wsi", nastała wreszcie dobra passa i w ręce wpadają mi właściwie same dobre książki. Bez zbędnych wstępów oficjalnie przyznaje „Ja nie jestem Miriam” autorstwa Majgull Axelsson sześć na sześć punktów, zostawiając sobie czas na niezbędne w tym wypadku wyjaśnienia w dalszej części recenzji. BARDZO mi się ta książka podobała. Oczywiście, z wielu względów, bo tylko wielość względów gwarantuje moją tak pochlebną opinię, o którą jak wiecie nie jest łatwo (Zuza J., popraw mnie jeżeli się mylę, to trzecia książka na szóstkę którą przeczytałam w tym roku, trzecia z czterdziestu siedmiu!!!!). 

Wzgląd pierwszy to interesująca fabuła. A dokładniej, „Ja nie jestem Miriam” to piękna i wzruszająca opowieść o losach kobiety uwikłanej w historię, a zarazem unoszonej jej rwącym nurtem, w której przewijają się wątki związane z Holocaustem, tolerancją wobec Romów, oraz z sytuacją kobiet od zawsze, na całym świecie.

Już pierwsza scena książki jest niezwykle przejmująca. Oto świętująca swoje osiemdziesiąte piąte urodziny Miriam, matka, babcia, teściowa, wyznaje nagle swoim najbliższym: „Ja nie jestem Miriam….”. Rodzina jest skonsternowana i zaniepokojona – czy to początki demencji…?

Bez obaw, Miriam wszystko doskonale pamięta, pomimo iż to pamięć bolesna, o zdarzeniach, które nie powinny się wydarzyć, o ludziach, których nie powinno już nie być. Staruszka odkrywa swoje tajemnice przed wnuczką Camillą. Opowiada jej o swoim poprzednim życiu, w którym była Romką, Maliką. Z racji swojego pochodzenia uwięzioną w Auschwitz, a następnie w Ravensbruck, gdzie sama cudem, jak większość ocalałych, przeżyła. O zbawieniu, czyli o pierwszych latach w Szwecji, spędzonych pod przybraną tożsamością Miriam, o całym swoim życiu spędzonym pod tą przybraną tożsamością. 

Malika – Miriam nie zdradziła swojego prawdziwego pochodzenia nigdy, nikomu. Nie tylko ze względu na z uwagi na ostracyzm społeczny względem Romów, ale też z uwagi na kwestie natury formalnej - w Szwecji do 1954 r. obowiązywał zakaz imigracji Romów. Rozumiem, że taka książka jak "Ja nie jestem Miriam" może być dla Szwecji trudna. Majgull Axelsson opisuje ciemne strony szwedzkiej historii związane z traktowaniem Romów, co moim zdaniem, zważywszy na fakt że Szwecja stała się tolerancyjnym Edenem, jest jednak pozytywnym przesłaniem – skoro Szwecji udało się zwalczyć uprzedzenia, innym też może się udać. Yes we can.


Wzgląd drugi, styl. Wiadomo rzecz pierwszorzędna, Majgull Axelsson unika szczęśliwie pułapki patosu związanej z pisaniem o Holokauście, nie zastawia na czytelnika sieci tanich wzruszeń. 

Wzgląd trzeci, ostatni o którym napiszę, książka skłania do wielu refleksji. No naprawdę ;) Pomimo iż historia Miriam jest niezwykła, płynący z niej przekaz jest w wielu miejscach uniwersalny. Miriam, po koszmarnych przeżyciach w czasie wojny, jest wdzięczna za każdy szczegół codzienności, za całą normalność jakiej doznaje w życiu. Kocha każdą uciążliwość z nią związaną, na nic nie narzeka, nie uskarża się na żadne drobnostki. Przesłanie Miriam powinni chyba wziąć sobie do serca wszyscy narzekający na złe samopoczucie z powodu pogody. Dla mnie niezwykle wzruszające były te fragmenty książki w których Miriam z czułością wypowiadała się trudach codzienności. 

O czymś innym jeszcze myślałam czytając tę książkę. Miriam całe życie żyła w tajemnicy. Tak bliska, pozostawała dla swojej rodziny zagadką. W pewnym sensie każdy z nas jest taką zagadką, nawet na najbliższych. Popatrzcie inaczej na swoją Babcię. Nie tylko jak na Babcię, zajmującą się WAMI i piekącą DLA WAS szarlotkę, ale jak na człowieka ze swoją własną historią i tajemnicami. Zmieńcie perspektywę.

Mądra, piękna i wzruszająca książka. Przeczytajcie koniecznie. Ja biegnę do księgarni po kolejne książki Majgull Axelsson.


Ogólna ocena: 6/6.

Majgull Axelsson, „Ja nie jestem Miriam”, Wydawnictwo W.A.B.

I pamiątkowe zdjęcia.