środa, 31 grudnia 2014

John Williams, Profesor Stoner



Obietnice są wielkie. Tom Hanks przepowiada z okładki, że to „pewnie najbardziej fascynująca książka na którą się natknęliście”. The Guardian ocenia książkę jako jedną z wielkich zapomnianych powieści minionego stulecia, zasługującą na miano klasyki. Moja ekscytacja rośnie. Gasi ją nieco spoiler zamieszczony na okładce. Losy Williama Stonera nie wydają się być bardzo interesujące. Wstęp autorstwa Johna McGaherna na nowo rozbudza oczekiwania (choć znów brutalnie zdradza fabułę), określając prozę Williamsa jako elegancką, bez wysiłku oddającą wszystkie zakamarki myśli i uczuć (taką lubię, zresztą chyba każdy taką lubi). Instynktownie wyczuwam świetną literaturę. Może arcydzieło…? Nadzieje są wielkie.

Moje przeczucia się sprawdzają. Czytam „Profesora Stonera” w dwadzieścia cztery godziny. Czytam z wielką przyjemnością. Jestem zachwycona. Nie tylko samą historią Williama Stonera, ale również a może przede wszystkim sposobem jej literackiego podania. Lekkostrawna w swej formie książka przemyca dość ciężkostrawne pytania natury egzystencjalnej.

Oto William Stoner, everyman. Urodzony w ubogiej rolniczej rodzinie, na tyle jednak światłej, by wysłać syna na uniwersytet, by studiował agronomię. Tam młody William odkrywa literaturę i swoją ogromną miłość do niej. W rezultacie zdradza agronomię dla literatury angielskiej. Po studiach zostaje wykładowcą na uniwersytecie. W tle Stany Zjednoczone, początek XX wieku, czasy prohibicji, dwie wojny światowe. 

Praca wykładowcy daje Williamowi Stonerowi satysfakcję. Jego kariera naukowa z różnych względów przebiega jednak bez fajerwerków. Nawiązuje przyjaźnie, zakochuje się i żeni. Małżeństwo okazuje się być największym nieszczęściem w jego życiu. Psychopatyczna, oziębła żona zamienia jego życie w koszmar, metodycznie próbując go pozbawić lub oddzielić od wszystkiego, co w życiu kocha. Dzięki namiętnemu romansowi z młodą doktorantką odkrywa, czym może być miłość pomiędzy dwojgiem ludzi. Choć w jego życiu momenty szczęścia jedynie zdarzają się, William Stoner wszystko znosi ze stoickim spokojem. Podobnie John Williams, nie dramatyzuje. Opisuje losy profesora Stonera zachwycającą lecz co do zasady chłodną,  za to trafiającą idealnie w punkt prozą, która tylko momentami pozwala sobie na momenty słabości i bardziej emocjonalne opisy. John Williams nie osądza, pozostawiając to czytelnikowi (osąd oszczędzony zostaje nawet żonie Williama Stonera). Ten rodzaj obiektywnej narracji prowadzi do sytuacji, w której trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, czy profesor Stoner był w życiu szczęśliwy. Sam autor powieści twierdził, że tak, jednak podobno wielu czytelników się z nim nie zgadzało. Ja muszę nad tym jeszcze pomyśleć. 
 
Spuścizna Johna Williamsa niestety nie jest zbyt obszerna, oprócz "Profesora Stonera" napisał jeszcze dwie powieści, "Butcher’s Crossing" i "Augustusa" (za tę ostatnią otrzymał w 1973 roku National Book Award) i dwa tomy wierszy. Moim zdaniem jednak Profesor Stoner wystarczy, by na trwale wpisał się w historię literatury.


John Williams, „Profesor Stoner”. Literatura najwyższych lotów. Do przeczytania koniecznie. Zdecydowanie do polecenia.

Ogólna ocena: 6/6